My, wy i oni

09 wrzesień 2016

Wśród słów Jezusa są dwie wypowiedzi, które czasami uważa się za wzajemnie sprzeczne:

Łuk. 9:49-50 Mistrzu, widzieliśmy takiego, który w twoim imieniu wygania demony i zabranialiśmy mu, ponieważ nie chodzi z nami. Wtedy Jezus rzekł do niego; Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami.

Łuk. 11:23 Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie.

Kiedyś pewien znajomy matematyk wyjaśnił mi, że z punktu widzenia logiki przytoczone zapisy wcale sobie nie zaprzeczają. Dzisiaj rozumiem, że ukazują one bardzo ważną praktyczną zasadę konstruktywnego podziału otaczającego nas świata wierzących na trzy grupy.

Według pierwszej wypowiedzi ci, którzy nie chodzili z uczniami, ale też ich nie zwalczali, a wręcz nawet posługiwali się imieniem Jezusa przy wypędzaniu demonów, zostali przez Mistrza zaliczeni do grupy ludzi będących „z wami” (lub „z nami”, jak mają inne rękopisy, co jednak nie zmienia zasadniczej wymowy tekstu). Wypowiedź ta wyróżnia też trzeci obszar ludzi, którzy „są przeciwko” – tych, którzy zwalczali Jezusa i Jego naukę, którzy przeciwstawiali się działalności uczniów.

Druga wypowiedź (Łuk. 11:23) – jeśli zaliczy się Jezusa to zbioru „my” – stwierdza jedynie rzecz w tym ujęciu oczywistą: Kto nie znajduje się w zbiorach „my” lub „z nami” („ze mną”) zaliczony zostaje, jakby automatycznie, do grupy przeciwników Jezusa.

Trzy postawy

Wśród tych, którzy zetknęli się z nauką Jezusa były możliwe trzy postawy: (1) Można było ją przyjąć i chodzić z Jego uczniami, (2) można było nie zaliczać się do uczniów Jezusa, zachować neutralność, nie zwalczać ich działalności, a może nawet przyjąć pewne elementy nauki Mistrza, (3) można było aktywnie występować przeciwko Jezusowi oraz Jego uczniom.

Jezus najwyraźniej zalicza grupę osób neutralnych, nie występujących aktywnie przeciwko Jego misji, do zbioru tych, którzy są „z nami”. Nie są oni co prawda „nami”, bo nie chodzą z uczniami, ale można ich w tych warunkach uważać za sprzymierzeńców. Poza tym szerokim zbiorem pozostaje jedynie grupa aktywnych i agresywnych przeciwników, których Jezus przy pewnej okazji nazwie dziećmi diabła (Jan 8:44).

Wniosek na dziś

Co z takiego zrozumienia zacytowanych dwóch wypowiedzi Jezusa wynika dla współczesnego naśladowcy Jezusa? Począwszy od czasów apostolskich chrześcijanie tworzą różne ugrupowania, które przeważnie nie utrzymują ze sobą kontaktów, a często są sobie wrogie, wzajemnie się zwalczając. Czasami chodzi o pojedyncze lokalne zbory, innym razem o całe kościoły, ale może być i tak, że takie odrębne grupy tworzone są przez frakcje w ramach jednego zboru czy kościoła. Teoretycznie wszyscy chrześcijanie deklarują dążenie do jedności, jednak w praktyce wielu z nich wyznacza jej takie warunki, że podziały nie tylko się utrzymują, ale nawet zwiększają.

W związku z tym, każdy kto jest chrześcijaninem dwadzieścia wieków po Chrystusie i zgodnie z Jego przykazaniem przynależy do jakiegoś zboru (ekklesia, kościoła) wierzących i wyznających Jego drogę, konfrontowany jest z sytuacją, w której oprócz uznawanych przez niego współwyznawców pojawiają się także jacyś „oni”, którzy przynależą do innego kościoła czy ugrupowania religijnego. Wcześniej czy później musi więc zadać sobie pytanie o właściwy sposób ich traktowania.

Znaczna część tak rozdrobnionej społeczności wyznawców chrześcijaństwa skłonna jest dzielić świat wierzących w Jezusa wedle drugiej z przytoczonych na początku wypowiedzi z pominięciem pierwszej. Dla nich istnieje tylko grupa „my” – czyli moja społeczność, do której się przyłączyłem lub w której się urodziłem, i „oni” – wszyscy pozostali chrześcijanie, którzy nie chodzą z nami, czyli wyznają inne sposoby naśladowania Jezusa oraz odmienne nauki; należy wzbraniać się przed utrzymywaniem z nimi kontaktów, nie uznawać ich za prawowitych naśladowców Jezusa, a najlepiej jeszcze zwalczać ich nauki i metody postępowania.

Nauka Mistrza jest jednak inna. Zaleca On, by dzielić społeczność wierzących na trzy, a nie dwa zbiory. Owszem istnieje jakaś społeczność „my”, która naszym zdaniem kroczy najlepszą i najsłuszniejszą drogą naśladowania Jezusa. Oprócz niej występuje jednak szerokie grono innych „wypędzających demony w imieniu Jezusa”, którzy co prawda nie chodzą z nami, ale też aktywnie nas nie zwalczają, nie są naszymi przeciwnikami. Tych powinniśmy zaliczać do zbioru „z nami” i nie zabraniać im praktykowania ich sposobu działania i nauczania. No i niestety jest jeszcze trzecia grupa, agresywnych i aktywnych przeciwników naszej drogi. O ile mamy rację sądząc, że chodzimy z Jezusem, to według Jego nauki osoby takie są także Jego przeciwnikami, zaliczając się do zbioru „przeciwko Niemu”.

Relacja my i wy

Najbardziej problematyczny jest stosunek do owej drugiej grupy tych, którzy są „z nami”. Uczniowie chcieli zabronić tamtemu człowiekowi posługiwania się imieniem Jezusa, lecz On sam się na to nie zgodził. Dał przykazanie „nie zabraniajcie”. Czy to jednak oznacza coś więcej, czy należy poszukiwać dialogu, kontaktu, jedności z owym zbiorem wyznawców „z nami”? Z nauki Jezusa bezpośrednio to nie wynika. Jednak określenie „z nami” – a nie np. „obojętni nam” – sugeruje aktywną postawę przyjaznego nastawienia i poszukiwania dialogu w relacji „my-wy”. Tych, którzy nie są przeciwnikami drogi Jezusa, należy uważać za sprzymierzeńców. Dialog i przyjazne nastawienie nie oznacza zacierania różnic, rozmywania własnej tożsamości. Wymaga jednak wzajemnego szacunku i uznania. Takiej relacji powinni poszukiwać wszyscy, którzy uznają obydwie wypowiedzi Jezusa w równym stopniu za słuszne i prawdziwe.

Oni

Można też zmienić punkt odniesienia i spojrzeć na samego siebie z perspektywy innego wyznawcy Jezusa, który również – choć naszym zdaniem zapewne bezpodstawnie – uznaje swoją drogą naśladowania Mistrza za najsłuszniejszą i najbardziej zbliżoną do Jego ideałów. Czy postrzega on mnie jako swojego przeciwnika? Czy daję mu do tego podstawy? Czy rzeczywiście go zwalczam, aktywnie i agresywnie występując przeciwko niemu, zabraniając mu posługiwania się imieniem Jezus? Jeśli bowiem tak, to muszę się mieć na baczności. O ile podejmuję krytykę błędnych poglądów i postaw przeciwników Jezusa, to być może naśladuję Mistrza, który również polemizował z faryzeuszami oraz innymi środowiskami zwalczającymi Jego naukę. Jeśli jednak dzielę świat wierzących na dwie grupy – wąskie „my” i cała reszta źle wierzących i źle naśladujących Jezusa, to bardzo łatwo sam mogę znaleźć się wśród tych, którzy zwalczają innych „wypędzających demony w imieniu Jezusa” i tym samym stać się Jego przeciwnikiem, znaleźć się w zbiorze „przeciwko Niemu”.

Wypędzanie demonów

Wypędzanie demonów w imieniu Jezusa oznaczało w języku ludzi Mu współczesnych po prostu leczenie. Leczyć można choroby ciała, ale także i niedomagania ducha. Nauczanie, jak żyć, by być zdrowym duchowo i zachować życie na wieczność, by już dzisiaj przydać się Jezusowi w Jego działaniach na rzecz obecnego i przyszłego uzdrowienia całej ludzkości, jest również swoistym „wypędzaniem demonów” zła i grzechu z własnego i cudzego serca. Jest to działalność ze wszech miar godna polecenia. Niech każdy, kto miłuje Jezusa to czyni, a także niech nie zabrania czynić tego innym, nawet jeśli mają inne zrozumienie metod działania Jezusa.

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl