Schizofrenia

03 maj 2013

W ramach moich studiów medycznych odbywam zajęcia w szpitalu psychiatrycznym, gdzie każdy ze studentów ma za zadanie porozmawiać z jednym chorym, zdiagnozować jego chorobę i podać opis przypadku, oceniany później przez lekarza psychiatrę. Zostaje mi przydzielony młody mężczyzna, który już od pierwszego dnia zagląda do naszej sali zajęć, stara się nawiązać z nami kontakt, rzuca luźne uwagi w stronę studentów. Jest ciężko chory na schizofrenię. Był już wielokrotnie hospitalizowany, każdy pobyt w szpitalu poprzedzało jego dziwne zachowanie – czasem po wielogodzinnych poszukiwaniach odnajdywano go w lesie, gdzie bardzo chętnie przebywał, czasem robił rzeczy niebezpieczne dla własnego zdrowia – skakał z okna lub kładł się na ruchliwej jezdni.

Rozmowa z nim jest trudna – używa wielu niezrozumiałych słów (nieraz wymyślonych przez siebie), które nie układają się w logiczne zdania. Często przeczy sam sobie, podaje wykluczające się informacje. Jego nastrój jest zupełnie nieadekwatny do tego, o czym w danym momencie mówi – kiedy opisuje tragiczne wydarzenia, jest zupełnie obojętny; śmieje się, kiedy przypomina sobie swoje pobyty w lesie. Zachowuje się nieodpowiednio do sytuacji, często zmienia temat i wtrąca zupełnie niespodziewane uwagi, dotyczące na przykład mojego wzrostu czy wady wzroku. Ma też swoje ulubione tematy. Gdy zaczyna mówić o swoich zainteresowaniach, wpada w słowotok pełen skomplikowanego słownictwa, metafor, zdań złożonych. Były jednak podczas naszej kilkudniowej znajomości dwa momenty, kiedy udało nam się nawiązać logiczny kontakt, kiedy mój pacjent zadawał mi pytania i chętnie słuchał odpowiedzi, ja mogłam go o coś zapytać, a on odpowiadał wprost.

Czy Pan Jezus potrafił wyleczyć schizofrenię? Wybitny polski psychiatra, Antoni Kępiński, na początku swojej książki pt. „Schizofrenia” przytacza fragment Ewangelii Marka (5:2-9): 

A gdy wychodził z łodzi, oto wybiegł z grobów naprzeciw niego opętany przez ducha nieczystego człowiek, który mieszkał w grobowcach, i nikt nie mógł go nawet łańcuchami związać, gdyż często, związany pętami i łańcuchami, zrywał łańcuchy i kruszył pęta, i nikt nie mógł go poskromić. I całymi dniami i nocami przebywał w grobowcach i na górach, krzyczał i tłukł się kamieniami. I ujrzawszy Jezusa z daleka, przybiegł i złożył mu pokłon. I wołając wielkim głosem, rzekł: Co ja mam z tobą, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam cię na Boga, żebyś mię nie dręczył. Albowiem powiedział mu: Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka! I zapytał go: Jak ci na imię? Odpowiedział mu: Na imię mi Legion, gdyż jest nas wielu.

Autor książki zwraca uwagę na dwa osiowe objawy schizofrenii występujące u opisanego opętanego: autyzm i rozszczepienie. Autyzm, czyli zamknięcie się w sobie, wycofanie się z kontaktów społecznych, skłonność do przebywania z dala od innych ludzi. Opętany z Ewangelii przebywał w grobowcach i na górach, mój pacjent lubił zacisze lasu, inni chorzy – scharakteryzowani w cytowanej książce – całe życie spędzali na strychu albo we własnym pokoju. Rozszczepienie „ja”, które prof. Kępiński nazywa postawą „nas jest wielu”, zostało opisane w następujący sposób: „Raz idzie się w tym, a raz w przeciwnym kierunku. Człowiek chce walczyć, to znów się poddać, działać, to znów tkwić w bezczynności, kochać, to znów nienawidzić. Nawet w tak prostych czynnościach, które normalnie ulegają zautomatyzowaniu, jak chodzenie, mówienie, podawanie ręki na powitanie itp., uwidaczniają się wahania między różnymi formami aktywności; chory nie może podjąć decyzji, którą z nich wybrać. Wyciąga rękę na powitanie i zaraz ją cofa. Siada na krześle i w połowie tego ruchu wstaje. Mówiąc, zastanawia się nad poszczególnymi słowami, nad ich właściwym znaczeniem, doszukuje się różnych analogii, ukuwa z nich nowe twory językowe; odnosi się wrażenie, że się nimi bawi. Chodząc, nieraz nie ma oznaczonego kierunku, nie idzie, lecz błądzi, czasem zastanawia się, jak postawić nogę, jaką przyjąć postawę, wskutek czego chód jego staje się dziwaczny”.

Kwestię odróżnienia opisanego w Biblii opętania przez demony od choroby psychicznej czy somatycznej możemy zostawić na inne, bardzo ciekawe i potrzebne rozważanie. Jakakolwiek była przyczyna stanu, o jakim czytamy w przytoczonym fragmencie, Jezus pomaga choremu: Albowiem powiedział mu: Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka! I zapytał go: Jak ci na imię? Odpowiedział mu: Na imię mi Legion, gdyż jest nas wielu.I prosił go usilnie, aby ich nie wyganiał z tej krainy. A pasło się tam, u podnóża góry, duże stado świń. I prosiły go duchy, mówiąc: Poślij nas w te świnie, abyśmy w nie wejść mogli. I pozwolił im. Wtedy wyszły duchy nieczyste i weszły w świnie; i rzuciło się to stado ze stromego zbocza do morza, a było ich około dwóch tysięcy, i utonęło w morzu. A ci, którzy je paśli, uciekli i rozgłosili to w mieście i po wioskach; i zeszli się, aby zobaczyć, co się stało. I przyszli do Jezusa, i ujrzeli, że ten, który był opętany, siedział odziany i przy zdrowych zmysłach, ten, w którym był legion demonów; i zlękli się (Mar. 5:8-15).

Jezus rozmawia z chorym, nawiązuje kontakt z demonem; co ciekawe, zdaje się, że sam początkowo nie wie, kim jest ten nieczysty duch, dowiaduje się tego dopiero od człowieka opętanego. Ten zaś, jak wynika z opisu, wcześniej z nikim nie chciał rozmawiać, co nie dziwi, zważając na sposób traktowania go przez lokalną ludność – nikt nie mógł go nawet łańcuchami związać. Możemy wywnioskować, że inni chcieli go unieruchomić i unieszkodliwić, zaś w Panu Jezusie rozpoznał kogoś, kto rzeczywiście może mu pomóc.

Spektakularny cud był potrzebny nie tylko temu człowiekowi, ale też miejscowym, którzy dobrze znali opętanego. W dzisiejszych czasach choroba psychiczna wciąż stygmatyzuje – chory, nawet jeśli poddaje się leczeniu i jego stan się poprawi, po wyjściu ze szpitala często spotyka się z nieufnością ze strony najbliższego otoczenia, z postawą: „z nim to nigdy nie wiadomo”. Każda zmiana w zachowaniu, która u zdrowego człowieka byłaby brana za napad złego humoru – u byłego pacjenta szpitala psychiatrycznego jest traktowana jako nawrót choroby. Trudno na nowo zacząć funkcjonować w społeczeństwie, które bacznie śledzi każdy ruch i jest pełne podejrzeń. Może więc miało to swój cel, że – ponad dwa tysiące lat temu – nie tylko opętany musiał zobaczyć na własne oczy, że demony z niego wyszły, i przez to uwierzyć, że wyzdrowiał, ale także musiała się ta wieść roznieść po krainie, aby „ten, w którym był legion demonów”, mógł znaleźć pracę, miejsce do mieszkania i zostać zaakceptowanym.

Dalej w Ewangelii Marka możemy przeczytać, że miejscowi ludzie nie byli wcale zachwyceni takim obrotem zdarzeń: A ci, którzy to widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, i także o świniach. I poczęli go prosić, żeby usunął się z ich granic (Mar. 5:16-17).

Jak widać, nikomu nie zależało na uzdrowieniu opętanego, zwłaszcza jeśli szły za tym potężne straty w trzodzie. Możemy przypuszczać, że społeczeństwo tego miasta z większą ulgą przyjęłoby wiadomość, że ten człowiek zginął. Nie jest tak jednak we wszystkich przypadkach opętania wspomnianych w Ewangeliach – znajdujemy przecież opisy, w których bliscy proszą Jezusa o wypędzenie demona (Mat. 9:32, Mat. 17:15, Mar. 9:25). Człowiek mieszkający w krainie Gerazeńczyków prawdopodobnie nie miał żadnej osoby, która by się o niego troszczyła. Środowisko, które akceptuje i wspiera chorego, jest bardzo ważne w leczeniu dolegliwości psychicznych. Nawet jeśli wydaje się, że z chorym nie można nawiązać kontaktu i przebywanie z nim nie ma sensu, człowiek taki powinien mieć gdzie wrócić ze swojego stanu chorobowego. Musi mieć jakąś rzeczywistość, która na niego czeka, jakieś zajęcia czy obowiązki.

Właśnie to możemy – jako społeczność Chrystusowa – zrobić dla chorych psychicznie: nie odsuwać ich od siebie. Możemy cierpliwie znosić dziwne zachowania, troszczyć się o chorego i jego najbliższych. Możemy zapraszać ich do siebie, nie bać się ich, zlecać im różne drobne przysługi. Pomagać im być blisko Pana, który może im pomóc. W ten sposób i my, dzisiaj, jesteśmy w stanie poskromić te demony, które mieszają ich myśli.

A gdy wstępował do łodzi, prosił go ten, który był opętany, aby mógł pozostać przy nim. Lecz On nie zezwolił mu, ale mu rzekł: Idź do domu swego, do swoich, i oznajmij im, jak wielkie rzeczy Pan ci uczynił i jak się nad tobą zmiłował. Odszedł więc i począł opowiadać w Dziesięciogrodziu, jak wielkie rzeczy uczynił mu Jezus; a wszyscy się zdumiewali (Mar. 5:18-20).

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl