I obróciłem się, [aby] widzieć głos, który mówił ze mną; a obróciwszy się, ujrzałem... Obj. 1:12
Widzenie głosu to pojęcie trudno zrozumiałe w naszej kulturze językowej, dlatego tłumacze nowych przekładów dodają po kilka słów, by usunąć tę pozorną niespójność zapisu. Jednak tekst grecki nie pozostawia miejsca na wątpliwości – Jan chciał zobaczyć głos.
Księga, którą spisał Jan, ma w całości charakter wizyjny. Przekazując swe Słowo prorokom, Bóg często posługiwał się wizją. Są w Biblii księgi prorocze, które zawierają więcej wizji niż inne, jak np. Księga Daniela, Ezechiela czy Zachariasza. Objawienie jest jednak jedyną księgą, która w całości składa się z opisów widzeń. Samo słowo ‘objawienie’, po grecku apokalypsis, choć może odnosić się do wyjawienia tajemnicy, a więc przekazu intelektualnego, to jednak w swoim literalnym i pierwszoplanowym sensie oznacza odkrycie, ukazanie czegoś, co było zasłonięte, niewidoczne. Słowo ‘ukazanie’ odnosi się zaś do sfery zmysłów.
Około czterdzieści razy Jan napisze w swej księdze „i widziałem” (gr. kai eidon). Stwierdzenie to nabiera tak szczególnego znaczenia właśnie dlatego, że środkiem jego przekazu i wyrazu jest widzenie. Do tego dochodzi dwadzieścia pięć wystąpień słowa „słyszałem”. Swą księgę zaczyna Jan od słów: Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał mu Bóg, aby ukazał świętym (Obj. 1:1). Ukazanie – greckie deiknymi, które również, osiem razy, pojawi się w kluczowych momentach księgi – opiera się przede wszystkim na widzeniu, choć i słuch odgrywa w „ukazywaniu” istotną rolę. W niektórych wizjach zaangażowane są także inne zmysły, jak smak czy węch. Na koniec autor napisze: A ja Jan widziałem i słyszałem to, a gdym słyszał i widział, upadłem, abym się pokłonił przed nogami anioła, który pokazywał mi to (Obj. 22:8). Zadaniem niebiańskiego przewodnika Jana było więc pokazywanie mu Bożego zamierzenia za pośrednictwem zmysłów.
Czym charakteryzuje się wizja i co różni ją od innych sposobów proroczego przekazu? Narzędziem proroka jest słowo. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że prorocy byli poetami* swoich czasów, z tą istotną różnicą, że ich sugestywny i emocjonalny język służył przekazowi Bożego posłannictwa. W swoim warsztacie środków wyrazu mieli oni elementy symboliczne – porównania, metafory, personifikacje. Jednak wizja jako taka jest zaawansowaną formą literacką, która stanowi jakby rodzaj inscenizacji tego, co Bóg ma do przekazania słuchaczom proroka.
* Paweł również greckich poetów nazywa prorokami (Tyt. 1:12), a prorokujące córki Filipa Ewangelisty być może umiały po prostu tworzyć piękne strofy (Dzieje Ap. 21:9) albo nawet jeszcze układać je w pieśni.
Boże „inscenizacje” przybierają różne formy. Jedną z nich jest coś, co dzisiaj nazwalibyśmy może happeningiem – gdy prorok np. przeprowadza się z jednego miejsca na drugie, by wizualnie ukazać los wygnańców (Ezech. 12:3). Drugi rodzaj „inscenizacji” rozgrywa się już w sferach całkowicie metafizycznych. Może to być sen, kreatywne pobudzenie mózgu na jawie lub też realne zmienianie rzeczywistości, ale w każdym przypadku prorok widzi coś, czego nie widzą inni, a następnie to opisuje, by jego słuchacze też mogli wejrzeć w Boże sprawy.
„Inscenizacja”, którą opisał w swej księdze Jan, to teatr jednego widza i tysięcy aktorów, ogromnej ilości rekwizytów, kostiumów i dekoracji. Ważną rolę odgrywają „efekty dźwiękowe”, a także inne „efekty specjalne”. Główne role powierzone zostały aniołom, ale w niektórych scenach pojawiają się też ludzie, a nawet zwierzęta. Jedynym widzem jest Jan. Inaczej niż w teatrze, widz wkracza też czasem na scenę, by wziąć udział w spektaklu. Musi coś powiedzieć, zjeść, zmierzyć – jest to więc spektakl interaktywny.
Widziałem już kilka prób plastycznej realizacji widzeń Objawienia. Stosunkowo najbardziej udana, choć niestety mocno niekompletna, to film „Apokalipsa” z serii „Biblia” (w reżyserii R. Mertesa, z Richardem Harrisem w roli Jana). Ale jednak na koniec zawsze stwierdzam, że każda wizualizacja spłaszcza obraz powstający podczas aktywnego czytania Księgi. Niestety, współczesne techniki multimedialne nie nadążają jeszcze za ludzką wyobraźnią. Ale może właśnie o to chodzi. Może dlatego Bóg nie kazał swoim prorokom malować swoich wizji, ale je opisywać, by obrazy powstawały we współpracy oświeconego duchem umysłu czytelnika ze słownym przekazem Bożej „instalacji”.
Jakie wobec tego obowiązki nakłada na nas takie kreatywne uczestniczenie w Bożej „inscenizacji”? Wydaje się, że nieco inaczej niż w przypadku proroczej poezji, w przekazie wizji słowo spełnia rolę drugorzędną – prowadzi ono czytelnika do obrazu. Głównym jego zadaniem jest spowodowanie, byśmy zobaczyli, co widział uczestnik wizji, więcej nawet – byśmy usłyszeli, co on słyszał, poczuli to, co on czuł. Jeśli straszliwe grzmoty wywoływały strach, to do zrozumienia wizji potrzebne będzie także uczucie strachu. Niektóre osoby o wytrenowanej wyobraźni reagują automatycznie na dobry opis. Inne muszą się tego nauczyć.
Uruchomienie wyobraźni przy czytaniu Objawienia jest zadaniem o tyle trudnym, że język Jana jest dość prosty, suchy, rzec by można, techniczny. Jan spisał – oprócz oczywiście ważnych kwestii wypowiadanych przez aktorów – jakby jedynie didaskalia, wskazówki twórcy dramatu dotyczące sposobu jego inscenizacji. Oznacza to, że Boży autor oczekuje od czytelnika współpracy przy tworzeniu obrazów w jego własnej wyobraźni. W ten sposób otrzymuje on szansę zajęcia jednego z pustych miejsc na widowni anielskiego teatru.
Jeśli to już wiemy, umiemy też sobie odpowiedzieć na pytanie z poprzedniego rozważania. Czy Jan musiał być przeniesiony w czasie? Czy przed jego oczyma rozgrywały się sceny wojen dwudziestego wieku? Czy jego szarańcze to opis czołgów, czy opisywał grzyb nuklearny i przyszłe uderzenie meteorytu w ziemię? Zdaje się, że to wszystko są niepotrzebne nadinterpretacje. Teatr, a współcześnie film, jest znacznie prostszym i naturalniejszym sposobem przenoszenia widza w czasie i w miejscu.
Spektakl odbywa się w jednym, czasami ciasnym pomieszczeniu, ale jego widzowie w ciągu kilku chwil przenoszeni są w zakątki odległe o tysiące kilometrów albo właśnie w inne czasy. W taki być może sposób Jan, marzący o cudowności Bożego świata, przenosi się w różne miejsca – a to na pustynię, a to na górę, choć na Patmos nie ma pustyni, a najwyższa góra wznosi się na „wysokość” 269 m. n.p.m. – a także znajduje się w duchu w Dniu Pańskim, owym trudnym czasie Bożej interwencji, doprowadzającej jednak do szczęśliwego rezultatu, opisanego na końcu księgi.
Zamiast więc spekulować, co kryje się za rzekomo zaszyfrowanym opisem, lepiej przyjąć, że skoro autor opisuje anioła, to widział anioła, skoro szarańczę – to szarańczę, nawet jeśli jej opis nie bardzo opowiada znanej nam rzeczywistości. Dopiero wtedy, gdy zobaczymy to, co zobaczył Jan, mamy szansę poczuć, co on poczuł, a następnie możemy zacząć myśleć o zrozumieniu treści i inspiracji zawartych w jego niezwykle malowniczych wizjach.
W następnym odcinku: Do siedmiu zborów w Azji - czyli adres
© | ePatmos.pl