Wielkie zło z małej Tiatyry

(12) czyli o „instytucjonalizacji” występku

05 lipiec 2013

Wielkie zło z małej Tiatyry

Autor:
Daniel Kaleta

I poznają wszystkie zbory, że ja jestem ten, który się bada nerek i serc.Obj. 2:23

Każde zło ma swój mały początek w myśli. Gdy tylko zapanuje ono nad wolą, uzewnętrzni się w formie występku. Ale to jeszcze nie koniec jego wojny. Będzie dalej walczyć o usadowienie się na pozycji obyczaju, tradycji, prawa nawet, gdyż zło nie zadowala się wygrywaniem, ono chce panować.

Tiatyra była niewielkim i nie bardzo słynnym miastem. Do dzisiaj takim pozostała. Trzeba być wytrwałym obieżyświatem, by między szarymi, pospolitymi budynkami współczesnego Akchisaru trafić na skwerek z ruinami bizantyjskiego kościoła i mało spektakularnymi kamiennymi resztkami starożytności, wyłożonymi w cieniu lichych pinii.

Tymczasem list „napisany posłańcowi” Tiatyry jest najdłuższym przesłaniem spośród wszystkich siedmiu, jakie Jezus ma do przekazania zborom. Sam tylko fragment odnoszący się do tajemniczej postaci Jezabeli liczy więcej słów niż cały list do szlachetnego zboru w Smyrnie. Nie od dzisiaj wiadomo, że zło skupia na sobie więcej uwagi niż dobro i że to przede wszystkim pospolitość i miernota są jego źródłem. To nie w wielkim Efezie, wyniosłym Pergamonie czy bogatym Sardes rozwinęło się najgorsze zło, ale w niczym specjalnym niewyróżniającej się Tiatyrze. Tak to właśnie bywa, że najgorętsza namiętność rozpala się w celi ascety, a pycha chętnie mieszka pod strzechą.

Jezus przedstawia się Tiatyrze w groźny sposób. Ma płomienne oczy i nogi z rozpalonego do białości metalu. Ogień w spojrzeniu zapowiada naganę, a gorące nogi spieszą z karą. Atrybuty te zwiastują jednak nie tyle zniszczenie, co oczyszczenie. Zło zostanie ujawnione i wypalone do czysta. Nawet fałszywa prorokini, wszetecznica Jezabela, oraz zwiedzeni przez nią do cudzołóstwa kochankowie otrzymują szansę poprawy – zostaną poddani wielkiemu uciskowi, jeśli nie będą pokutowali (Obj. 2:22). Któż jeszcze, oprócz Najmiłosierniejszego, gotów byłby tak wspaniałomyślnie potraktować najbardziej wyuzdanych przestępców?

Nawet w najgorszym towarzystwie znajdą się dobrzy ludzie. Warto o tym pamiętać, by w zapędzie ogólnego potępiania, ganienia i zapowiadania nieuchronności kary nie używać takich słów jak „wszyscy” i „zawsze”. Również w Tiatyrze są ludzie zasługujący na pochwałę, zachowali bowiem uczynki miłości, wiary i cierpliwości. Ponadto wraz z upływem czasu postępują coraz lepiej. Odwrotnie niż w Efezie, który zagubił żar pierwszej miłości, ostatnie uczynki tiatyrczyków są większe niż pierwsze. To piękna pochwała! Być może wypowiedź o „większych ostatnich uczynkach” oznacza, że okazują oni więcej cierpliwości niż miłości. W każdym razie nie wszyscy w tym zborze są duchowymi cudzołożnikami. A może nawet i sami grzesznicy też mają jakieś zasługi. Przecież każdy człowiek jest trochę zły, a trochę dobry.

Ta szlachetniejsza część zboru, trzymająca się właściwej „nauki” i niepogrążona w szatańskich otchłaniach błędu i grzechu (Obj. 2:24), otrzymuje też wspaniałą obietnicę, że poza smutną koniecznością obcowania z wielkim odstępstwem nie będzie musiała dźwigać żadnego dodatkowego brzemienia. Czy oznacza to brak prześladowań, takich, jakie miały miejsce w Smyrnie? A może ochronę przed dodatkowymi pokusami, od których miała też zostać zachowana Filadelfia, albo też względny spokój i umiarkowaną wygodę codziennego życia, jaką cieszyła się pochodząca z tego miasta Lidia (Dzieje Ap. 16:14)? Dokładnie nie wiadomo, ale z pewnością chodzi o dodatkową ochronę, która jednak uwarunkowana jest utrzymaniem dobrego stanu uczynków aż do powrotu Jezusa. Nawet jeśli nie wszystkim tiatyrczykom dane było doczekać tej chwili, to wystarczyła im, tak jak wierzącym ze Smyrny, wierność aż do śmierci. W grobie nie da się nic dołożyć do zasług swojego życia (Psalm 115:17), ale też nie można już popełnić żadnego błędu.

Owa ochrona przez „dodatkowym brzemieniem” miała też zapewne wyższy cel – tiatyrczycy mogli się dzięki temu skupić na jednym, najważniejszym dla nich zadaniu, jakim było odsunięcie Jezabeli od przywileju nauczania i pozbawienie jej możliwości zwodzenia wyznawców prawdziwej nauki Jezusa. Kim mogła być Jezabela i na czym polegało owo duchowe cudzołóstwo, do którego zachęcała swoich zwolenników?

Imię tiatyrskiej prorokini przywodzi na pamięć słynną fenicką żonę izraelskiego króla Achaba, która w państwie swego męża z zapałem zwalczała wiarę w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, wprowadzając na to miejsce kult wspólnego bóstwa Kananejczyków – Baala. Być może postępowała tak nie tylko z pobudek religijnych. Mógł to być także polityczny pomysł na asymilację Izraelitów. Wspólny kult pomógłby zwiększyć zasięg władzy Achaba. W obliczu śmiertelnego zagrożenia narodowej egzystencji Izraela Bóg posyła Eliasza. Nic dziwnego, że prorok, który nakłaniał do odnowienia służby Bożej, został w tej sytuacji uznany za politycznego wichrzyciela (1 Król. 18:17).

Czy tiatyrska Jezabela, zwodząca naśladowców Jezusa, by spożywali ofiary poświęcone bożkom, to tylko symboliczne nawiązanie do niesławnych wyczynów fenickiej królowej Izraela? Trudno powiedzieć. Być może rzeczywiście istniała w Tiatyrze jakaś chrześcijanka o tym imieniu, która mogła wywodzić się na przykład spośród kapłanek lokalnej świątynki Sambethe, gdzie wieszczki Apollina przepowiadały przyszłość i stosunkowo niedrogimi amuletami umiały podobno zapobiec nieszczęściom, które same wróżyły. W każdym razie z pewnością nie chodziło o jakieś błahostki, ale o poważne zagrożenie dla wiary, skoro Jezus poświęca temu tematowi tak wiele uwagi.

Być może zagrożeniem tym była skłonność do magii. Magia to duże słowo i może kojarzyć się z działalnością demoniczną. Ale to także zabobonne drobiazgi, które przenikają z obcych tradycji do codzienności życia wierzących ludzi, podkopując ich zaufanie do Boga. Jeśli maskotka czy specjalny długopis na egzaminie stanowią jedynie pomoc w szybszym osiąganiu skupienia, to może nie ma w tym jeszcze nic złego. Gdy jednak dochodzimy do przekonania, że nadepnięcie na linię łączenia płytek może przynieść nam pecha, i zaczynamy przywiązywać do tego więcej wagi niż do rzetelnego przygotowania się oraz do powierzenia reszty w modlitwie Bogu, to w naszym życiu pojawia się realne zagrożenie dla wiary ze strony małej, białej „magii”. A co dopiero, gdy magia staje się częścią obrządku religijnego, a zabobonny rytuał zaczyna zastępować wiarę?

Ale być może chodzi o coś jeszcze poważniejszego. W poprzednich zborach poznaliśmy już nikolaitów oraz wyznawców nauki Balaama. Nikolaici dbali o popularność, a Balaam – podobnie jak Jezabela – nakłaniał do spożywania ofiar poświęconych bożkom. Być może zachodzi między tymi trzema odstępstwami relacja stopniowania i rozwoju zła. Nikolaici wszczepiają jad pychy – pożądanie władzy i sławy, Balaam podsuwa pomysły na pojedyncze występki, a Jezabela ustanawia stały obyczaj wszeteczeństwa – rzec by można, instytucjonalizuje to, co w przypadku nauki Balaama było jedynie doraźną „męską przygodą”.

Taka jest droga rozwoju wielu rodzajów zła. Zaczyna się od niewielkiego błędu w myśleniu albo małej wady w charakterze. Po jakimś czasie pokusa, począwszy, rodzi grzech. Powtarzający się grzech stanie się obyczajem, który oby doprowadził odstępcę do rozpalonych stóp rozgniewanego Jezusa, a nie wywiódł całkiem na manowce. Dotyczy to nie tylko indywidualnych występków. Również społeczności ludzkie mają swoje „dusze”, które mogą grzeszyć. Pożądliwości prowadzące do regularności grzechu sprawiają, że fałszywa nauka i występek zostaną uznane za uświęconą tradycję i kościelne prawo. Następnie do obrony takich „praw” stworzy się instytucje, które szybko nauczą się poskramiać buntowników i prześladować ich aż do przelewu krwi. Najgrubsze księgi nie pomieściłyby historycznych przykładów tego rodzaju instytucjonalizacji fałszu i występku, której podłożem często bywało stosunkowo niewinne dążenie do popularności. Widzialnym początkiem wielu rodzajów najgorszego zła jest kicz i tandeta.

Jezus ogniem doświadcza nasze nerki i serca, by wygnać z nich taniochę, a pozostawić wyłącznie szlachetne wartości najwyższego piękna i dobra. Tym, którzy pragną „rządu dusz”, oświadcza, że z Nim osiągną władzę nie tylko nad wyznawcami szlachetnych ideałów, ale też nad „narodami”, by eliminować zło przy użyciu żelaznej laski Bożej władzy, a nie ludzkich instytucji. Obiecuje też sławę najjaśniejszej gwiazdy, cudownej Jutrzenki miłości, pod jednym wszakże warunkiem – zachowania aż do końca uczynków Jezusa, a są to uczynki pokory, uniżania się do najskromniejszej posługi, samoupokorzenia aż do haniebnego cierpienia i śmierci. Kto dzisiaj nauczy się bycia niewolnikiem wszystkich, w przyszłości będzie umiał stać się miłosiernym kapłanem i wyrozumiałym zwierzchnikiem na wzór Najpokorniejszego.

Na przywilej taki zasłużą sobie wyłącznie ci, którzy nie porzucą swych najwyższych ideałów ani dla wdzięków łoża Jezabeli, ani dla sławy wszystkich królestw tego świata oferowanych przez Szatana za cenę bałwochwalczego pokłonu bożkom pychy i obłudy. Kto ma ucho, niechaj słucha, co duch mówi zborom.


Najważniejsze pojęcia i zagadnienia

  1. Nikolaici uczą sprzyjania pożądliwościom, Balaam nakłania do jednorazowego „ulżenia sobie”, zaś Jezabela proponuje stały związek, w ramach którego występek staje się obowiązującą zasadą, prowadząc do prześladowania cnoty. Pożądliwość dąży w ten sposób do przejęcia władzy nad wolą.
  2. Tym, którzy pokutują, Jezus zawsze daje szansę naprawy i powrotu do łaski. Ogień nagany płomiennych oczu miłości wypala z ludzkich sumień i uczuć skłonność do pychy, samozadowolenia i wygody, pozostawiając najwyższe ideały dobra i piękna, które winny stać się zasadami pokornej służby aż do królewskiego powrotu Jezusa lub własnej śmierci.
  3. Władzę nad poganami i sławę gwiazdy porannej może otrzymać wyłącznie ktoś, kto jest „organicznie” niezdolny do zarażenia się pychą i arogancją. Ta „immunologiczna” odporność nabywana jest w procesie świadomej, pokornej, niewolniczej wręcz usługi miłości dla Boga i bliźnich.

W następnym odcinku: Imię i szata – czyli o żyjących umarłych z Sardes



© | ePatmos.pl