Oto przychodzę jak złodziej. Błogosławiony, kto czuwa i strzeże swoich szat, aby nie chodził nago i [aby nie] widziano jego bezwstydu – Obj. 16:15.
Poczucie nagości jest do pewnego stopnia kwestią kulturową. Są miejsca na świecie, gdzie kobieta z odsłoniętymi ramionami jest uznawana za półnagą, podczas gdy w innych okolicach za ubranie uchodzi wąska przepaska na biodrach albo strój składający się z czterech niewielkich trójkątów połączonych tasiemkami. W każdym jednak przypadku to, co jest już nagością, wywołuje wstyd. Zwłaszcza wtedy, gdy ktoś pozbawiony zostaje ubrania wbrew własnej woli.
Pierwsi ludzie w raju zawstydzili się z powodu swojej nagości, gdy złamali Boże przykazanie. Upletli sobie wtedy przepaski z figowych liści (1 Mojż. 3:7). Potem Bóg ubrał ich w bardziej kompletne skórzane ubrania (1 Mojż. 3:21). Dokładnie chyba nie wiadomo, dlaczego człowiek wstydzi się nagości, czemu rozebrany siłą czuje się upokorzony, ale opowieść o raju sugeruje jakiś związek z poczuciem winy.
Tuż przed zgromadzeniem królów całej ziemi i ich wojsk na bitwę wielkiego dnia Boga pojawia się ostrzeżenie dla tych, którzy w trudnych okolicznościach powinni zachować czujność i trzeźwość. Przychodzącym jako złodziej jest niewątpliwie Jezus. Podobne ostrzeżenie zostało zapisane w liście do zboru w Sardes. Tam również występowały jakieś problemy z szatami, bo tylko niektórzy zachowali je w czystości: Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę do ciebie jak złodziej, a nie będziesz wiedział, o której godzinie przyjdę do ciebie (Obj. 3:3). W warunkach domowych nie zawsze jesteśmy kompletnie i elegancko ubrani. Gdy pojawia się niespodziewany gość, szybko staramy się coś na siebie „wrzucić”. Jeślibyśmy jednak mieli tylko jedno ubranie, które akurat jest brudne, podarte albo gdzieś się zapodziało, to bylibyśmy w poważnym kłopocie. Zwłaszcza gdyby niespodziewanie w naszym domu pojawił się Jezus.
Jest też nagość symboliczna. Czujemy się obnażeni, gdy ujawniane są nasze słabości, sprawy intymne, osobiste czy choćby sekrety. Przykre jest to szczególnie wtedy, gdy to, co ukrywamy, jest wstydliwe. Literalne ubranie nie skrywa zwykle niczego niezwykłego. To, co zasłania, jest normalne dla wszystkich ludzi. Gdy jednak w kieszeni ukrywamy broń, skradzione pieniądze, fałszywy dokument, a ktoś odkryje nasz sekret, czujemy się obnażeni. W duchowym wymiarze każdy człowiek ma swoje zwykłe słabości, przeciętne przywary, które owszem, wymagają analizy, pokuty i naprawy, ale gdyby Jezus je ujawnił, to inni „normalni” ludzie pokiwaliby tylko smutno głowami – „ja też to mam”. Jeśli jednak udajemy sprawiedliwych, jeśli ukrywamy grzechy, których nikt by się po nas nie spodziewał, jeśli nie usiłujemy ich naprawić, tylko liczymy, że się nie wydadzą, to możemy zostać obnażeni.
Zwykła dbałość o szaty, czy to duchowe, czy literalne, polega na ich naprawianiu i praniu lub czyszczeniu, gdy pojawiają się plamy. Szaty powinny być używane i zawsze w pogotowiu, gdy zajdzie potrzeba ich założenia. Jest jednak problem, którego nie da się rozwiązać przy pomocy cerowania i prania – gdy sobie wmawiamy (lub gdy czynią to nasi pochlebcy), że jesteśmy pięknie ubrani, że jesteśmy całkiem sprawiedliwi. Błogosławieństwem dla nas wtedy będzie, jeśli pojawi się ktoś naiwny jak dziecko i wykrzyknie: „Przecież ty jesteś nagi!”. W innym razie nasz bezwstyd ujawni Jezus swym niespodziewanym przybyciem.
Jezus nie zamierza kraść naszych szat. Przybywa jak złodziej, gdyż Jego przyjście do niegodnych wyznawców Jego nauki będzie dla nich niemiłym zaskoczeniem. Do czuwających Jezus przychodzi co prawda niezapowiedziany, ale najpierw delikatnie puka (Obj. 3:20) i daje czas, by odpowiednio ubrali się na wspólne z Nim ucztowanie – jeśli tylko mają się w co ubrać, by nie wstydzić się nagości: nieuświadomionych grzechów, niedokończonych nawróceń, zaniedbań w dobrym postępowaniu.
Dramatyczne chwile wylewania czasz Bożego gniewu przynoszą nie tylko dokonanie pomsty, ale także obnażenie ludzi, którym do tej pory udawało się ukrywać zło. W krytycznych momentach wychodzi na jaw, jacy naprawdę jesteśmy. Jeśli nie umiemy dzielić się nadmiarem, to w warunkach niedoboru wyrwiemy być może komuś ostatni kęs chleba. Czy zdajemy sobie sprawę z własnych słabości i grzechów? Czy pracujemy nad nimi, czy rozwijamy siłę charakteru, by panować nad strachem i pożądliwością? Jeśli nie, to nadchodząca bitwa na polu góry Megiddo ujawni to, co dzisiaj udaje nam się ukrywać. Dlatego w tym wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz dom z nieba, jeśli tylko zostaniemy znalezieni odziani, a nie nadzy (2 Kor. 5:2-3).
W następnym odcinku: Armagedon - czyli góra Megiddo
© | ePatmos.pl