Ponieważ tak letni jesteś, a ani gorący, ani zimny [nie] jesteś, powstrzymam usta twoje.* – Obj. 3:16
Są ludzie, którzy mają telefony, ale gdy do nich zadzwonisz, możesz tylko nagrać się na „sekretarkę automatyczną”. Mają e-maile, ale nie włączają komputera, bo w ich skrzynce pojawia się rzekomo tylko SPAM, mają domofony i kamery, ale nie ruszą się z fotela, by otworzyć gościowi. Tacy ludzie przegapią ważną wizytę.
* wg Kodeksu Synaickiego
W 1723 roku jakiś nieznany poeta zapisał w tekście kantaty J. S. Bacha (BWV 179) następujące słowa: „Das heutge Christentum ist leider schlecht bestellt: Die meisten Christen in der Welt sind laulichte Laodizäer”, czyli po polsku: „Dzisiejsze chrześcijaństwo jest niestety źle usposobione. Większość chrześcijan na świecie to letni laodycejczycy”.
Ten sam poeta dalej jeszcze napisał:
Bist du kein Räuber, Ehebrecher, |
Jeśli nie jesteś rabusiem, cudzołożnikiem, |
W trzecim wieku naszej ery Tertulian (160‑225 r.), wzywając do pokuty, powoływał się na przykład Laodycei: „Odkryj znaczenie tego, co duch mówi zborom; (...) gani on laodycejczyków za pokładanie ufności w bogactwach, jednak daje im wszystkim ogólne napomnienie do pokuty.” (O pokucie, rozdział VIII).
W swoich homiliach Orygenes (185‑254 r.) w taki sposób oceniał stan pobożności swoich słuchaczy: „Stwierdzamy, że teraz nie jesteśmy wierni. Wierni byli wówczas, gdy odbywały się szlachetne akty męczeństwa. (...) Teraz zaś, gdy jest nas wielu, (...) wśród wielkiej rzeszy tych, którzy przyznają się do pobożności, bardzo mało jest takich, którym przypada w udziale wybraństwo Boże.” (Homilie o Księdze Jeremiasza, Hom. 4,3)
Jeśli więc dzisiaj oceniamy otaczające nas chrześcijaństwo jako pogrążone w duchowym ubóstwie, nagości i ślepocie, to nie jesteśmy specjalnie oryginalni. Kontynuujemy jedynie nurt krytyki, który jak widać z powyższych cytatów towarzyszył chrześcijaństwu od samego początku jego istnienia. I słusznie, gdyż po to właśnie zapisane zostały napomnienia do siedmiu zborów w Azji.
O podstawowych problemach kojarzących się z Laodyceą – obojętności i poczuciu dostatku skutkującego pychą – powiedziano i napisano już chyba więcej niż wszystko. Trudno się temu dziwić, jako że pycha jest bardzo powszechną, a jednocześnie ogromnie niebezpieczną dolegliwością. W tym sensie laodycejczków można zauważyć zawsze i wszędzie. Trudno ich tylko wypatrzyć we własnym sercu. Na tym polega problem duchowej ślepoty. Laodycejska ślepota jest schorzeniem specyficznym – wyostrza wzrok skierowany na innych, a całkowicie zamazuje albo zniekształca obraz samego siebie. Mając tego świadomość, spróbujemy obejść się z Laodyceą nieco łagodniej, w nadziei, że pomoże nam to zauważyć ją w sobie.
Laodycea nie jest ani gorąca, ani zimna. Jej ciepłota mieści się między temperaturą otoczenia a temperaturą własnego ciała. To postawa, która jest wypadkową powszechnie uznawanych poglądów i własnej wygody. Skutkiem jest obojętność albo, dokładniej mówiąc, ambiwalencja, czyli stan, w którym jest nam obojętne, jakie poglądy będą dominowały w naszym działaniu, czy to zbiorowym, czy indywidualnym.
Ów brak określonego stanowiska nie wynika z braku wiedzy, zagubienia czy słabości, ale z poczucia wyższości. Apostoł w pewnej sprawie pisze: A o rzeczach (...) wiemy, iż wszyscy umiejętność mamy. Umiejętność nadyma, ale miłość buduje (1 Kor. 8:1). W tamtej konkretnej sprawie to właśnie poczucie posiadania wyższej wiedzy było przyczyną zgorszenia.
Jezus przedstawia się laodycejczykom jako „Amen, świadek wierny i prawdziwy”. Te określenia sugerują zdecydowaną postawę. Jezus w niektórych sprawach był zupełnie „zimny”, nie angażował się w nie. Względem innych – demonstrował jawną wrogość. Miał też obszary działania, w których wykazywał gorliwość zobrazowaną w pochłaniającym wszystko ogniu (Jan 2:17; Psalm 69:10). Jezus wymaga też od swych naśladowców zdecydowanej postawy: Mowa wasza niech będzie: Tak, tak; nie, nie (Mat. 5:37).
Konsekwencje owej „letniej” postawy różnie opisywane są w dawnych rękopisach greckich Nowego Testamentu. Powszechnie znany jest zapis wynikający z większości późniejszych manuskryptów, mówiący o tym, że Jezus wypluje letnich ze swoich ust. Tymczasem najstarszy rękopis grecki zawiera inną lekcję. Zamiast owego surowego wyroku wyplucia z ust, zapisuje on słowa: powstrzymam usta twoje*. Oznaczają one, że skutkiem braku zdecydowanych poglądów i postaw będzie cofnięcie Bożego upoważnienia do głoszenia Jego Słowa. Wydaje się to całkiem naturalne, gdyż ludzie o niezdecydowanych poglądach w sytuacjach konfliktowych najczęściej unikają zabierania głosu, żeby się nikomu nie narazić. Ich usta zostają powstrzymane.
* W Księdze Objawienia preferujemy zapisy Kodeksu Synaickiego, ponieważ jest on najstarszym rękopisem zawierającym tę księgę. W Kodeksie Watykańskim, który byłby porównywalny pod względem wieku i znaczenia, brakuje ostatnich kart. Wszystkie inne rękopisy zawierające Objawienie pochodzą z późniejszych okresów. To, co zwykle wymienia się jako wadę tego rękopisu, czyli znaczna ilość błędów, może też być uznane za jego zaletę. Kopista zauważał z pewnością oczywiste różnice na przestrzeni kilku wersów. Jeśli ich nie poprawiał, to prawdopodobnie przepisał oryginalny tekst z błędami, tak jak robili to Żydzi przy kopiowaniu Tory. To wzmacnia zaufanie do wierności tego tekstu. Więcej na ten temat na dabar.de.
Podstawowym problemem Laodycei, którego skutkiem są wszystkie inne, jest zbyt wysoka samoocena. To z niej wynika obojętność, nagość i ślepota, a w rezultacie bardzo mizerny i chorobliwy stan ducha. Nie ma człowieka bardziej zniewolonego niż ten, któremu wydaje się, że jest wolny. Nie ma człowieka żałośniej głupiego od tego, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Prawdziwa mądrość cechuje się pokorą i umiejętnością właściwego określenia obszarów własnej niewiedzy. Człowiek, który nie umie sobie poprawnie odpowiedzieć na pytanie, czego nie wie i czego nie umie, jest ślepym laodycejczykiem.
Skutkiem niewłaściwego rozpoznania zakresu własnej niewiedzy i nieumiejętności jest nagość i ślepota. Im bardziej nam się wydaje, że wiemy i umiemy to, czego w rzeczywistości nie wiemy i nie umiemy, tym bardziej jesteśmy nadzy i ślepi. Pamiętajmy przy tym, że laodycejska ślepota cechuje się ostrością widzenia cudzych problemów. Oznacza to, że inni laodycejczycy z całą ostrością widzą naszą nagość i chętnie się jej przyglądają, tylko my nie zdajemy sobie z niej sprawy, za to z całą wyrazistością zauważamy nagość innych.
Jezus podaje też środki zaradcze. Na ubóstwo dobre jest Jego wypróbowane złoto, na nagość – białe szaty, a na ślepotę – balsam do oczu. To wszystko trzeba u Jezusa kupić. Nic za darmo. Nabyte u Niego złoto doświadczenia – cierpliwość w znoszeniu ucisków i praktykowanie wiary wbrew rozsądnej nadziei – zapewnia prawdziwe bogactwo. To kosztuje. Na to potrzebny jest czas. Jest to wielki wysiłek, ale jeśli go podejmiemy, będziemy też zdolni nabyć białą szatę usprawiedliwienia przez wiarę, która okryje naszą nagość. A nagość zauważymy tylko wtedy, gdy oczy posmarowane balsamem dobrych uczuć i uczynków miłosierdzia będą z wyrozumiałością patrzeć na słabości innych, a jednocześnie zauważać niedostatki we własnym postępowaniu.
I tutaj najważniejsze. Choć list Jezusa nic nie wspomina o głuchocie laodycejczków, to jednak najważniejszy przywilej dla tego zboru związany jest z dobrym słuchem. Oto Jezus stoi u drzwi i kołacze. Przychodzi nie z mieczem, ogniem, zapowiedzią potrząśnięcia, ale ze wspaniałą obietnicą zagoszczenia przy stole u cichego człowieka, który usłyszy głos kołatki i otworzy Mu drzwi.
Czy Jezusowi trzeba otwierać drzwi? Przecież On umiał przechodzić nawet przez te, które były zaryglowane strachem. Jezus przychodzi do Laodycei nie z karą i napomnieniem. Przybywa z prośbą o gościnę, przychodzi z pytaniem, z otwartym sercem oczekującym na zrozumienie i miłość. To zupełnie inna wizyta niż w pozostałych zborach, gdzie pojawia się jako złodziej, gdzie ostrzega, by pilnować wieńca, czy też grozi walką albo uciskiem. Ten, który jest początkiem kościoła Bożego*, przychodzi do Laodycei w gościnę. Dlatego nie zamierza wyważać niczyich drzwi. Delikatnie puka. Żeby usłyszeć ten odgłos, trzeba zachować czujność i wytężać słuch – kto ma ucho, niechaj słucha...
* wg Kodeksu Synaickiego; inne mają „początek stworzenia Bożego”.
Laodycejczyk pełen jest głośnych myśli i słów. Nawet gdy milczy, rzadko słucha, gdyż sam wie najlepiej, co należałoby powiedzieć. Laodycejczyk chętnie słucha tego, co mówią inni, ale tylko wtedy, gdy mówią o nim, i to najlepiej dobrze. Gdy mówią źle, też słucha, ale nie po to, żeby coś zmienić, tylko żeby się bronić i zaprzeczać. Laodycyjczyk chętnie śpiewa na chwałę Bogu, ale robi to tak głośno, żeby zagłuszyć śpiew innych. Laodycejczyk nie jest głuchy, ale słyszy tylko siebie. Jest ślepy na własną nagość, ale za to słuch ma wyczulony tylko na własne myśli i słowa. I dlatego nie jest w stanie usłyszeć głosu cichego kołatania. Jezus, przychodząc w gościnę, nie uderza w wielkie dzwony. Dyskretnie czeka na zaproszenie. Jeśli go nie otrzyma, pójdzie dalej.
Warunkiem usłyszenia kołatania Jezusa jest ucichnięcie przed Bogiem w poczuciu słabości i znikomości własnego głosu. Złoto, szata i maść Jezusa potrzebne są najbardziej po to, by zamilknąć i w stosownym czasie usłyszeć głos kołatania Jezusa. Pan jest w kościele świętobliwości swojej; umilknij przed obliczem jego wszystka ziemio! – Abak. 2:20.
W następnym odcinku: Wachlarz postaw – czyli krąg siedmiu zborów z Jezusem pośrodku
© | ePatmos.pl