Czy i wy chcecie odejść? (2)

Ew. Jana 6

04 marzec 2016

Czy i wy chcecie odejść? (2)

Autor:
Samuel Królak

Kontynuacja tekstu: Czy i wy chcecie odejść? (1)

Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. - Jn 6:44

Poprzednio analizowaliśmy sytuację i rozmowę Pana Jezusa z Żydami zanotowaną w 6 rozdziale Ew. Jana. Obiecałem podzielić się wnioskami z tych rozważań. A zatem:

WNIOSKI:

  • Jak wiele oznacza „uwierzyć”! I jak trudno to ludziom przychodzi. Lekcja, udzielona przez Chrystusa wiernym ujawniła, że we wszystkich kręgach Jego naśladowców od najdalszych do tych najbliższych znaleźli się tacy, którzy nie wierzyli w Niego. Jezus mówi, że wiara to jest wszystko, czego się żąda od ludzi. „czynić dzieła Boże – to uwierzyć w Tego, Którego On posłał”. Tylko uwierzyć. Ale osoba wierząca, to taka, która zmienia całe swoje życie ze względu na wiarę. Jest to więc rzeczywiście bardzo dużo. Bracie, siostro, sympatyku, młoda osobo wychowana w zborze, jeśli chcemy uchodzić za wierzących, to nie możemy już żyć tak, jak nienawróceni ludzie. Wszystko musi być nowe, oddzielone „grubą kreską” od marnego postępowania, odziedziczonego po przodkach (2 Pi 1:18). Nie upodabniajmy się do tego świata w wyglądzie, zachowaniu, stylu życia, nadziejach, planach, (Rzm 12:2). To dotyczy nas wszystkich, każdego wierzącego.
  • Na nasz podziw zasługuje determinacja tłumu, który szukał wszędzie Jezusa, aż Go znalazł, mimo że czynili to z niskich pobudek. Obyśmy i my umieli tak mocno do Niego lgnąć, tym bardziej, że wierzymy w obiecane przez Niego i całkowicie zależne od przyjęcia Go życie wieczne. Dziś często można spotkać braci i siostry, których serca wystygły; rezygnują ze społeczności z różnych przyczyn, czasami poważnych, a często powierzchownych. Kochani, choćby ludzie was zawiedli czy zranili, to Jezus i Ojciec nigdy tego nie zrobią. Nie zniechęcajcie się, trzymajcie się ich mocno.
  • Powinniśmy trzymać się Pana nawet wtedy, gdy nie rozumiemy Jego zamysłów, pamiętając o tych cudownych dziełach, których On już dokonał, i o Jego miłości, w którą nie mamy powodu wątpić. Wiele z Jego spraw intelektualnie nas przerasta, trzeba Mu zaufać i czekać na więcej światła.

Świeccy czytelnicy Biblii często wymagają od nas, uczniów Chrystusa, żebyśmy zajęli stanowisko co do określonej nauki czyli historii biblijnej. Oczekuje się od nas, że zadowalająco wyjaśnimy jakieś trudne epizody z dziejów Izraela, np. dlaczego Bóg pozwalał na kupno niewolników, a nawet doradzał w tej sprawie, albo czemu Jego wolą było wytępienie wszystkich Amorejczyków. My oczywiście usiłujemy temu sprostać, podzielić się pewnymi przemyśleniami, ale nie łudzimy się, że to zaspokoi roszczenia osób kwestionujących chrześcijańską naukę. Owszem, możemy tłumaczyć, że takie były czasy, całkiem inna epoka w dziejach ludzkości, że niewolników mieli wówczas wszyscy a ci hebrajscy mieli i tak „o niebo” lepiej od wszystkich pozostałych ze względu na miłosierne Prawo; możemy w kontekście wytępienia Kananejczyków napomknąć o życiu przyszłym i restytucji, wspomnieć o tym, że być może odebranie im życia było powstrzymaniem dalszego procesu demoralizacji, który uniemożliwiłby im powrót do doskonałości w Królestwie Bożym. Możemy w końcu zasugerować, że błędem jest ocenianie Boga i starożytnych ludzi wedle współczesnej etyki, która wszak sama też wciąż ewoluuje, i to drastycznie szybko w XX i XXI wieku. Ale tak naprawdę to czy my jesteśmy reprezentantami Boga w takich kwestiach? Czy prosił nas o to, byśmy byli Jego adwokatami? Naszego Pana stać na o wiele lepszych. Czy mamy wystarczająco dużo mądrości i wymowy? Pewnie, próbujmy. Ale właściwie to jesteśmy w takim położeniu jak Szymon Piotr, w omawianej sytuacji w synagodze, który ufał Panu, nie rozumiejąc wszakże Jego dróg rozumowania. Współczesna krytyczna analiza Pisma Świętego jest próbą wiary, prowadzącą do selekcji – „przesiewania” chrześcijan. My nie przeniknęliśmy wszystkich dróg Pana. Coś tam pojęliśmy, ale to jest wciąż za mało, cały czas chcemy więcej. Nie idziemy drogą racjonalizmu – my kochamy Go, ufamy Mu i idziemy za Nim, dokądkolwiek On idzie. Heroiczne próby wiary, wystawiające rozum na próbę, towarzyszą ludziom Bożym od początku dziejów ludzkości, a mądrość Boża uwidaczniała się zawsze na końcu tych doświadczeń, a nie na początku, tak było np. z Abrahamem ofiarowującym Izaaka czy Noem, budującym korab, Gedeonem, idącym na wojnę z Midianitami bez broni, tylko z jakimiś dzbanami itd. Tego, co ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale poznasz to później Jn 13:7.

  • Filantropia nie jest głównym celem chrześcijaństwa. Jest zadaniem opcjonalnym, pobocznym. Nie można całkiem jej unikać, ponieważ doprowadziłoby nas to do grzechu zaniechania. Żyjąc na tym pełnym nieszczęścia, krzywdy i nędzy świecie, nie możemy odwracać się od osób w ciężkim położeniu, ponieważ bylibyśmy wtedy jak Lewita czy kapłan z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Nie powinniśmy żyć tylko sami dla siebie i swojej grupy. Jeśli mamy dobre pomysły i środki, to czyńmy dobrze wszystkim. Jednak nie cała energia Kościoła powinna być skierowana do działalności charytatywnej. Pamiętajmy, że Jezus wyróżnił Marię, a nie Martę (Łk 10:38-42).

Wzorem tu jest nasz Pan, który pomagał wszystkim na prawo i lewo, jeśli widział niedolę ludzką, miał bardzo czułe serce, ale – kiedy usiłowano wymusić na Nim oddanie się takim czynnościom całkowicie – uwolnił się od natrętnych tłumów. Ewidentnie nie przyszedł wówczas, aby naprawiać świat i uwolnić go ze wszystkich chorób i nieszczęść. Przybył na ziemię, aby złożyć okup, zbawić ludzkość za cenę swojego życia, żeby objawić wolę Bożą, aby głosić Dobrą Nowinę i – co najważniejsze – aby znaleźć takich, którzy będą Go naśladować.

  • Pan nie chce być królem złych ludzi. Nie interesuje Go panowanie nad nieodrodzonym, upadłym światem. Szuka On takich, którzy „chwaliliby Ojca w duchu i prawdzie”. Zainteresowany jest jedynie tymi, którzy dobrowolnie będą Go naśladować i zmieniać swoje życie. Owszem, przejmie On kiedyś władzę nad ludzkością, ale na swoich warunkach – będzie wymuszał na ludziach poprawę moralną i karał nieposłusznych. Również i my nie powinniśmy łudzić się, że przez dołączenie do życia politycznego mielibyśmy uzdrawiający wpływ na stosunki w naszym kraju i poprowadzilibyśmy sprawy lepiej. Przeciwnie, zabrudzilibyśmy się duchem tego świata i bylibyśmy zmuszeni uczestniczyć w bardzo złych praktykach, popierać złe rozwiązania społeczne i „być twarzą” tj. reprezentantem wielu grzesznych grup społecznych. Należy trzymać się z daleka od politycznego przewodzenia nienawróconym bliźnim, dążenia do władzy, obojętnie, czy jest to szczebel lokalny, samorządowy, czy wyższy. W trosce o siebie. Spójrzmy na przykład na polskich chrześcijan, którzy pojawili się i znikli na scenie politycznej. Czy były premier Buzek, ewangelik, z przyjemnością uczestniczył w spotkaniach z głową państwa watykańskiego, papieżem Janem Pawłem II? Nie wiem, być może, jeśli szanował go jako ważną figurę tamtych czasów, „męża opatrznościowego”, orędownika pokoju itp. Ale czy my chętnie uczestniczylibyśmy w takich wizytach z naszą wiedzą o tym, czym jest ten system (papieski)? Inny przykład: czarnoskóry poseł poprzedniego rządu, pastor John Godson. Na pewno wielu z nas sympatyzowało z jego wypowiedziami w sprawach odnoszących się do nauczania apostoła Pawła, np. w kontekście homoseksualizmu. Ale ile przy tym spotkał przykrości i szykan. Telewizyjne rozmowy z jego udziałem przypominały wrzucenie człowieka do jamy pełnej lwów. Nawet uczestniczący w spotkaniach eksperci od biblistyki naśmiewali się z niego i przeczyli mu. Obecnie opuścił swoją partię i znalazł się na marginesie polityki. Podobnie można powiedzieć o założycielce Fundacji Estera, Miriam Shaded. Była przez chwilę w centrum uwagi mediów, dostała się do partii Korwina. Ale wywiady, których udzielała, świadczą, że zaszkodził jej gniewny klimat Sejmu, kłębowisko emocji i oskarżeń, jakim są posiedzenia polityczne. To samo spotkałoby i nas, gdybyśmy zamierzali sięgnąć po władzę i „pokazać ludziom chrześcijańskie standardy”. To raczej my byśmy się zanieczyścili duchem tego świata i ucierpiałoby na tym nasze życie duchowe.

Nasz Pan nie chce kierować upadłym, pogrążonym w grzechach społeczeństwem. Odrzucił tę pokusę Szatana już na początku swojej misji, na puszczy; następnie rozpoznał ją w zakusach ludu, usiłującego Go siłą obwołać królem, i zapobiegł skutecznie tym próbom. Również i my nie chciejmy korony z rąk Księcia tego świata: nasze królestwo nie jest stąd.

  • Chociaż chrześcijaństwo powinno się liczyć z potrzebami osób zainteresowanych i starać się je zaspokajać, to jednak nie powinniśmy dążyć do zatrzymywania ludzi w naszych szeregach za wszelką cenę. Spójrzmy na zachowanie Pana w omawianej historii: nie koncentrował On wokół siebie zwolenników, można nawet powiedzieć, że tak formułował swoje wypowiedzi, że liczni się zniechęcili, nawet Jego uczniowie. Czego to nas uczy? Czy nasz Pan nie dbał o ludzi i nie chciał, żeby byli zbawieni? Mógł przecież trafić im w ten czy inny sposób do serca. Nie, czas na ich oświecenie jeszcze przyjdzie, a On szukał przede wszystkim osoby o odpowiednim stanie serca. To dlatego wypowiadał prawdy trudne do zaakceptowania. Jego słowa dokonały selekcji w serach cisnących się do Niego zewsząd tłumów: ci, którzy chcieli tylko brać, zawrócili. Także tacy, którzy chcieli „wpasować” Go w ramki swoich przekonań i planów politycznych, i posłużyć się Jezusem, zniechęcili się do Niego, a nawet stali Mu się wrodzy, widząc Jego stanowczość. Nasz Pan sięgnął nawet do serc swoich apostołów, wystawiając ich na próbę. Po co to wszystko? Aby zostali przy Nim tylko ci, którzy Mu bezgranicznie ufają. Obecnie trwa doświadczanie w trudnych warunkach Kościoła Chrystusowego: przechodzą oni najrozmaitsze sytuacje, w których sprawdzana jest ich wierność, wszystko po to, aby mogli zająć szczególnie chwalebne miejsce u boku Jezusa w chwale, będąc uczestnikami Jego natury, a także współpracownikami wielkiej pracy naprawiania świata w przyszłości.

Mając taką świadomość, zastanówmy się nad tym, jaki powinien być nasz stosunek do braci i sióstr w Chrystusie, a także wszystkich zainteresowanych Panem Bogiem. Czy powinniśmy kogokolwiek zniechęcać do pójścia za Jezusem? Na pewno nie. Nie o to chodzi. Bądźmy wszyscy drogowskazami do Boga, „czyniąc z ludzi uczniów” Mt 28:19. Ale nie usiłujmy zatrzymywać ludzi w zborach za wszelką cenę. „Wiara nie jest rzeczą wszystkich” (2 Tes 3:2). Wiele grup chrześcijańskich usiłuje współcześnie przeciwdziałać masowemu wyludnianiu się ich kościołów; prześcigają się w pomysłach jak zachęcić ludzi do pozostania w łonie społeczności. Często pomysły te są dobre, ale bywają i takie, których nie można nazwać inaczej jak „obniżaniem standardów wiary i moralności”. Akceptowanie stylów życia i poglądów zupełnie sprzecznych z Pismem Świętym, dążenie do tolerancji większej niż ta, którą miał sam Pan Jezus – to zjawiska powszechne w wielu denominacjach chrześcijańskich, szczególnie w krajach tzw. Zachodu. Sami wiemy o co chodzi i moglibyśmy wymienić wiele z tych działań. „Liczy się jakość, a nie ilość”. Jeśli wolą Bożą jest, żeby było nas mało, to niech tak będzie (chociaż my nie „spoczniemy na laurach” i będziemy czynili wysiłki, żeby rozpowszechniać Ewangelię). „Nie bądź uczestnikiem cudzych grzechów; samego siebie czystym zachowaj” – pisze św. Paweł do Tymoteusza (1 Tm 5:22-23). Nie zatrzymujmy ludzi w zborach za wszelką cenę.

Trzy myśli, które wypowiedział do zebranych w Kafarnaum ludzi Pan Jezus:

„Jesteś tu, bo chcesz czerpać z tego materialne korzyści, bo to ci się opłaca” (Jn 6:26).
„Wierzysz po swojemu, nie zgadzasz się z tym, co Ja głoszę” (Jn 6:60-66).
„Wybrałem cię, ale dopuściłeś, że w twoim sercu zamieszkał diabeł” (Jn 6:70).

Oby żadne z tych zdań nie dotyczyło nas, kochani Braterstwo. Oby nas Pan zachował od takiego stanu serc, a jeśli się w nim znajdujemy – obyśmy umieli uświadomić sobie własne położenie i z Bożą pomocą poprawić się. Chciejmy pozostać przy Nim! Kochany Bracie, Siostro, zwłaszcza Wy, którzy jesteście młodzi wiekiem – nie opuszczajmy społeczności braterskiej i społeczności z Synem Bożym. W naszych zborach znajdzie się miejsce na różne inicjatywy, które sprzyjają krzewieniu życia duchowego. Możemy je wprowadzać, pod warunkiem, że służą one budowaniu społeczności i są zgodne z Duchem Pańskim. Mamy naprawdę wiele wolności. Świat daje jeszcze więcej wolności, to prawda, ale zastanówmy się czy nie jest to wolność szkodliwa. „Kto sieje ciału, z ciała żąć będzie skażenie”. Zostańmy przy Panu i społeczności, bądźmy jej przyszłością, oddając swoją młodość, swoje talenty, czas, środki i możliwości dobrej sprawie. A Pan pobłogosławi nam, pomnoży nasze plony, wspomoże wysiłki i kiedyś, pod koniec życia, będziemy mogli być zadowoleni ze sposobu, w jaki przeżyliśmy życie.

Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamysłu. (Rzm 8:28) Pan Bóg według swojej obietnicy będzie z nami współdziałał we wszystkim! Amen.



© | ePatmos.pl