Zaczęliśmy w zborze czytać Ewangelię wg św. Marka. Tym razem zauważyliśmy niezwykłą konsekwencję, z jaką pisze autor. Tekst jest tworzony przez świadomego pisarza, który konstruuje historię tak, by przedstawić ściśle określoną wizję, kontekst, treść. Święty Marek jest przy tym niezwykle skrótowy. Pomija pewne szczegóły ale i całe wydarzenia po to jednak, by myśl, którą chce opowiedzieć, ukazała się ze zdwojoną siłą.
Tą myślą jest rewolucyjna, wręcz wywrotowa misja Jezusa. Wywrotowa w oczach przywódców religijnych, wskutek czego szybko okazuje się, że jest to misja samobójcza.
Myśl ta nie jest dla nas niczym nowym. Jednak spróbujmy na kilku przykładach wskazać to, jak Marek ją przedstawia. Może okaże się, że dostrzeżemy coś dla nas nowego.
Bez wielkiego wstępu ewangelista cytuje proroctwo Izajasza i wskazuje, że w Janie Chrzcicielu ono się wypełniło. To, że Jan był prorokiem, jest potwierdzone przez tłumy ludzi, które do niego przychodziły, ale też np. przez wygląd zewnętrzny, który ewangelista Marek opisuje.
To, że Jezus nie był zwykłym człowiekiem, zostało zapowiedziane przez ducha, który zstąpił po chrzcie oraz przez głos i słowa nie pozostawiające wątpliwości. Gdy Jan zostaje uwięziony, z misją występuje Jezus, i jest ona kontynuacją misji Jana – główne hasła tych dwóch misji są prawie takie same (Mar. 1:4, Mar 1:15).
Jezus powołuje pierwszych uczniów i objawia swoją osobę w Kafarnaum. Pierwsze uzdrowienie jest od razu szokujące dla otoczenia, gdyż mesjaństwo Jezusa zostaje potwierdzone nie tylko przez sam fakt uzdrowienia, ale również przez rozpaczliwy głos nieczystego ducha. Misja Jezusa zyskuje więc potwierdzenie nie tylko z jego ust, ale też „osoby trzeciej”, pochodzącej nie z kręgu ludzi. To jest akcent bez precedensu. Wieść o niezwykłym nauczycielu błyskawicznie się rozchodzi. Efektem tego są tłumy, które już wieczorem schodzą się do Jezusa, prowadząc, niosąc rzesze chorych. Werset 33 mówi dobitnie: całe miasto zgromadziło się u drzwi.
Następnego dnia Jezus wstaje wcześnie rano, by poszukiwać odosobnienia. Tłumy chorych i niekończąca się praca uzdrawiania utrudniają, uniemożliwiają Jezusowi opowiadanie o Bogu. To jest powodem, dla którego Jezus zaczyna zakazywać uzdrowionym, jak również demonom, opowiadania o Nim. Ten zakaz nie przynosi jednak efektu. Wzruszająca jest scena, gdy Jezus, „zdjęty litością”, uzdrawia trędowatego, a jednocześnie zakazuje mu opowiadania o uzdrowieniu. Niestety, trędowaty opowiada każdemu, kogo spotyka. W efekcie Jezus nie jest w stanie wejść do miasta. Musi się ukrywać, a mimo to, bez ustanku, napływają do niego potrzebujący.
Ten pierwszy rozdział wskazuje błyskawiczny rozwój misji Jezusa, ale nie jako nauczyciela, lecz uzdrowiciela.
Rozdział rozpoczyna się typową sytuacją – Jezus naucza, a wokół niego, w budynku – przepełnienie, tłum taki, że nie można się przecisnąć. Z pewnością wielu chorych czeka na uzdrowienie gdzieś na zewnątrz. Ludzie podejmują desperackie kroki, by dostać się do lekarza (to zjawisko jest tak powszechne i dziś, kiedy medycyna jest o wiele bardziej rozwinięta). Jedna ze scen, którą opisuje ewangelista Marek, znakomicie oddaje rozmiar ludzkiego nieszczęścia i determinację ludzi: czterech mężczyzn demontuje strop w domu i spuszczają Jezusowi pod stopy swojego sparaliżowanego przyjaciela. Jezus nie może go nie uzdrowić.
Lecz Jezus jednocześnie wykorzystuje ten moment do tego, by przejść do tematów teologicznych. Na pewno wie, jaką reakcję wywołają jego słowa: „synu, twoje grzechy są odpuszczone”. Zostanie oskarżony o bluźnierstwo. Jezus wyraźnie prowokuje uczonych w Piśmie, a zaraz potem krytykuje ich, zanim jeszcze chory zostaje uzdrowiony. Dowodem, że Jezus ma rację, jest natychmiastowe uzdrowienie – paralityk wstaje, zabiera nosze i odchodzi. To fakt bezdyskusyjny i widoczny dla wszystkich. Uczeni w Piśmie zostają zgnębieni.
Kolejne wydarzenia ukazują narastający konflikt Jezusa z uczonymi w Piśmie. Jezus krytykuje, podważa, ukazuje jako bezpodstawne, szkodliwe poglądy, a nawet całe nauki, jakie oni głosili.
To zapowiedź zupełnie nowego podejścia do prawa. To podejście zakłada, że prawo spisane w postaci przepisów, nigdy nie nadąży za tym, co niesie życie. Dlatego obowiązkiem człowieka jest dociekać istoty prawa, której nie da się zapisać paragrafami na kamieniu / papirusie / papierze / twardym dysku komputera czy gdziekolwiek indziej. Bo czasem trzeba zrobić wbrew temu, co jest wprost zapisane.
Uzdrowienie człowieka ze sparaliżowaną ręką wydaje się kulminacyjnym momentem tych zdarzeń – sporu z Faryzeuszami. Znów jest sabat, znów tłum ludzi, tym razem w synagodze. Chorzy byli zawsze i wszędzie, tak i wówczas. Uczeni w Piśmie już obserwują: jeśli Jezus będzie uzdrawiał, będą mieli dowód jego przestępstwa. Jezus o tym dobrze wie. I co robi? Mógł przecież uzdrowić tego człowieka gdzieś z boku. Mógł powiedzieć – przyjdź do mnie jutro, nie będzie sabatu, nie będziemy gorszyć innych, nie damy powodu do oskarżeń. Ale Jezus robi zupełnie odwrotnie – każe temu człowiekowi wyjść na środek, a potem publicznie krytykuje postawę uczonych w Piśmie. Na przypieczętowanie swojej nauki i swojej racji – uzdrawia człowieka.
Fakt uzdrowienia jest bezsporny. Człowiek wraca szczęśliwy do domu, wychwala Boga, jest świadectwem dla innych. Skutkiem jest dobro, którego nie da się zakwestionować. A jednak uczeni w Piśmie kwestionują to dobro – wbrew rzeczywistości, prostemu odruchowi serca, sumienia, wbrew rozsądkowi. Dlaczego tak robią? Możliwością są następujące:
O interpretacjach Pisma, o zrozumieniu, o intelektualnych kwestiach można rozmawiać, dyskutować. Ale pod tym warunkiem, że uczucia takie jak strach czy zazdrość nie blokują pracy umysłu. Jeśli negatywne uczucia dojdą do głosu, są w stanie podważyć każde logiczne rozumowanie, ponieważ stworzą własną logikę, która będzie nie mniej konsekwentna i którą trudno będzie obalić. To uczucia rządzą, nie intelekt czy logika. Złe uczucia doprowadzają do złych teorii według żelaznej logiki.
Uczeni w Piśmie już teraz zaczynają tworzyć plany zgładzenia Jezusa (a jest to dopiero trzeci rozdział ewangelii). Przypuszczam, że gdyby Jezus publicznie ich nie skrytykował, nie zaczęliby myśleć o Jego likwidacji. Poczuli się ośmieszeni, ich pozycja – zagrożona. Jezus stał się dla nich konkurencją, w której zaczęli ponosić klęskę za klęską. Gdyby Jezus poprzestał na uzdrawianiu i na głoszeniu, ale unikał krytyki nauczycieli, mógłby żyć bez większych kłopotów. Teraz jednak jego los staje się przesądzony. Jezus objawił się jako ktoś, kto zaczął działać na płaszczyźnie politycznej sprzeciwiając się zastanemu układowi. Zapłaci za to życiem.
Sytuacja opisana w wersetach 9 i 10 podkreśla znany już nam problem Jezusa – chce On głosić o Bogu, tymczasem nieprzeliczone tłumy chorych czekają na uzdrowienie. Jezus znajduje sposób, jak wygłosić kazanie i nie uwikłać się w niekończącą się pracę lekarza.
Już w tym rozdziale Marek ewangelista umieszcza wybór dwunastu apostołów. Dla porównania – w Ewangelii św. Łukasza wybór dwunastu jest opisany w rozdziale 6, zaś u św. Mateusza – w 10.
Wkrótce po wyborze apostołów, znów wśród wszechobecnych tłumów, do Jezusa przychodzą krewni, próbując Go ubezwłasnowolnić. Ich diagnoza polega na uznaniu, że On odszedł od zmysłów. Jak trudna jest to sytuacja, nie tylko dla Jezusa ale i dla Jego rodziny, mogą sobie wyobrazić ci, którzy mieli w rodzinie podobne problemy. Zamieszanie, jakie wywołał Jezus, przeszło granice akceptowalne dla jego bliskich.
Od podobnej strony atakują Go uczeni w Piśmie – oskarżają o powiązania z Belzebubem. Na ten zarzut Jezus odpowiada argumentem logicznym, wskazując absurd takiego rozumowania. Ale zaraz potem reaguje bardzo ostro, kojarząc ich oskarżenie z bluźnierstwem przeciwko duchowi świętemu. A takie bluźnierstwo, w odróżnieniu od wszelkich innych grzechów i bluźnierstw, nigdy nie zostanie odpuszczone.
Tak ostra reakcja może wydawać się nie do końca zrozumiała. Ewangelista Mateusz dodaje: A jeśliby ktoś rzekł słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone; ale temu, kto by mówił przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone ani w tym wieku ani w przyszłym – Mat. 12:32. Czyli Jezus nie odnosi tego oskarżenia do siebie, a może się pozornie wydawać, że duch święty „jest ważniejszy” od Syna Bożego.
Można to wyjaśnić zastanawiając się nad kontekstem. Oskarżenie Faryzeuszy odwołuje się do sił duchowych. Uczeni w Piśmie patrzą na Jezusa jak na zwykłego człowieka, dlatego pomawiając Go o współpracę z diabłem niejako omijają jego osobę, przedstawiając jako sprawcę uzdrowień samego Szatana. To przenosi dyskusję na poziom, na którym trudno polemizować, trudno podawać argumenty i dowody.
A jednak Jezus znów może pokazać, że ma rację, ponieważ przemawiają za Nim fakty: ludzie są uzdrawiani, odzyskują szczęście i chwalą Boga. Jak bardzo trzeba być zaślepionym i zawziętym, żeby zaprzeczać tak oczywistym wydarzeniom.
© | ePatmos.pl