Mogę odpowiedzieć jednym zdaniem – „Oto bowiem stworzę nowe niebiosa i nową ziemię” (Iz. 65:17). Usłyszałam tę obietnicę lepszego życia w globalnym państwie Bożego porządku. Krócej, w Królestwie Bożym.
I drugim zdaniem – „I otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu i śmierci już nie będzie ani smutku, ani krzyku, ani bólu nie będzie” (Obj. 21:4).
Ale wiem, że wielu jest takich, którzy posłuchają zawołania twórców filmu „Nie patrz w górę?” (reżyseria i scenariusz Adam McKay). Bo po co? Jakie zagrożenie nas może czekać z góry właśnie? Już niektórzy inwestują wielkie pieniądze, by oswoić tę przestrzeń, która jest nad nami, by móc gdzieś tam polecieć. Można nawet czasami na bezchmurnym niebie obserwować „pociągi”. Już tyle razy wieszczono koniec świata, byli odważni, którzy nawet wyznaczali daty „kiedy się to stanie”. W filmie też to wybrzmiewa, tylko po co o tym mówić? Trwa kampania prezydencka, o wynik trzeba się zatroszczyć. Rodzi się dziecko – czy po to żeby zginąć? – zdają się pytać twórcy. Telewizja zajęta jest oglądalnością, słupkami popularności, a nie przykrą prawdą. Byłam w szoku, kiedy usłyszałam w naszej telewizji, jak dwie panie rozmawiają ze zwycięzcą konkursu chopinowskiego. Wykazały kompletny brak wiedzy, kto jest ich gościem, brak taktu, wyczucia, ale w nadziei, że więcej osób przyłączy się do programu, tyle że nie trafiły na celebrytę, który szuka popularności. On ją ma. Na jego warszawski koncert w dniu urodzin Fryderyka Chopina bilety sprzedano w ciągu kilku minut. Pozyskał słuchaczy, w tym mnie, niezwykłą interpretacją dzieł kompozytora, w niezwykły sposób wskazał piękno i prawdę, jaka jest w tych dziełach.
Ludzie skupieni na sobie, na własnych problemach, snuciu planów na odległą przyszłość chętnie to zawołanie „nie patrz w górę” przyjmują, bo stamtąd nie przyjdzie pomoc – dla bohaterów filmu z góry przyszło zagrożenie. Nadlatuje kometa. Spełniają się opowieści o czasach końca, o wielkim ucisku, o czasie Apokalipsy. I jak dla mnie wymowna jest scena, że w chwilach zagrożenia jedyne, co warto, to usiąść z rodziną, przyjaciółmi przy stole i porozmawiać, może pomodlić się. Słyszałam w recenzji, że to sztuczna scena, napisana dla popularnego, młodego aktora, ale dla mnie ona właśnie jest podpowiedzią, co robić, kiedy ziemia się trzęsie, kiedy wszystko się wali.
Gorzka to komedia, bo coraz dziwniejszy jest świat, w którym żyjemy. Z jednej strony tyle możliwości, a z drugiej... Ech, nawet nie chce się analizować rozgrywek międzyludzkich, politycznych, których wszędzie tyle, nawet w sporcie, który miał być tak czysty.
Czytam więc, a nawet nucę, że „oczy moje podnoszę ku górom, skąd pomoc nadejdzie mi” (Psalm 121:1) i modlę się: „Do ciebie podnoszę oczy, który mieszkasz w niebie”, zaprowadź zapowiadany porządek.
© | ePatmos.pl