Zmarła Irit Amiel. We śnie, uspokojona widokiem nowo narodzonego prawnuka. Znana i w Polsce izraelska pisarka miała prawie 90 lat.
Przeżyła szczęśliwe dzieciństwo w zamożnej częstochowskiej rodzinie. Potem przyszło rozstanie z rodzicami, kiedy to ojciec wypchnął ją, ośmioletnią dziewczynkę, z getta na częstochowską ulicę, by chociaż ona ocalała.
Irit przetrwała dzięki aryjskim dokumentom i pomocy wielu ludzi. Nie potrafiła jednak zrozumieć niechęci, jakiej doświadczyła w Polsce już po wojnie, ale i trudnych pytań w nowej ziemi: „dlaczego akurat ty ocalałaś?”, „jaka była za to cena?”. Wyemigrowała, bo nie znalazła w powojennej Polsce dla siebie miejsca.Jej rodzice i najbliższa rodzina zginęliw Treblince, dalsi krewni nie potrafili zatrzymać jej w tworzącej się rzeczywistości. Nie akceptowała nalegań – „przechrzcij się”. Nielegalnie, wraz z grupą młodzieży, przedostała się do Palestyny. Po wielu miesiącach tułaczki zaczęła od życia w kibucu. Potem pochłonęła ją praca, wyszła za mąż, urodziła dzieci, skończyła wymarzone studia, jednak normalne życie nie wymazało z pamięci strasznych wspomnień, tęsknoty. Młodość, zachwyt życiem na wiele lat wyciszyły koszmary, ale przyszedł czas, by się z nimi zmierzyć. I wtedy zaczęła pisać.
Kiedy wyemigrowała, nie znała języka. Potem pisała po polsku, po hebrajsku, zajmowała się tłumaczeniami. Zaczęła pisać późno, może wtedy, gdy z własną historią, ale i tymi zasłyszanymi relacjami, nie dało się dłużej żyć. Znalazła swój język, by te straszne wojenne losy opowiedzieć. I podobnie jak noblista Imre Kertesz, jest autorką jednego tematu. Ale to nie zarzut, bo o morderstwach, jakich dokonała Zagłada kilkadziesiąt lat po wojnie, też trzeba mówić, a Irit Amiel zrobiła to z wyjątkową wrażliwością. Pisała po to, by ocalić pamięć o bestialsko zamordowanej rodzinie, znajomych i przypadkowo poznanych ludziach. Jakże ważne są te pojedyncze głosy, by choć trochę lepiej zrozumieć bezmiar tragedii. „Osmaleni” to ofiary zagłady, która zabija jeszcze po dziesięcioleciach, jak pisze Michał Głowiński w posłowiu do niewielkiej, ale bardzo poruszającej książki.
Zbiory opowiadań „Osmaleni” i „Podwójny krajobraz” były na listach książek nominowanych do nagrody literackiej Nike. Choć na mojego „nobla” zasługuje zbiór „Osmaleni” i wiersze. Wykorzystywałam je, gdy przygotowywałam uczniów do konkursów recytatorskich oraz do różnych publicznych, okazjonalnych prezentacji. To piękne teksty i tkwi wielka w nich siła.
A ja być może w dobrym dla siebie czasie spotkałam się z Irit. Z jej językiem, sposobem opowiadania, często skrótem myślowym, nawiązaniem. Trzeba wiele tekstów przeczytać, zobaczyć Auschwitz, Bełżec, Majdanek, by zrozumieć jej krótkie, czasami rwane opowieści.
W Częstochowie, skąd pochodziła, dbano o nią, zapraszano, w miejscowym teatrze i w bibliotece odbyły się „Salony poetyckie” poświęcone jej twórczości.
Wina
Ile razy bawię się z moimi wnukami
moi rodzice stają nad nami milcząco.
Przyglądają się nam surowo bez cienia
uśmiechu, miłości czy radości.
Głowa ojca łysa jest jak kolano.
Suknia matki szara jak popioły.
I nieraz sobie zadaję pytanie:
czy mnie nie sądzą
za samo istnienie?
(Irit Amiel, Spóźniona)
„I składa się tak, że w siedemdziesiątą rocznicę akcji w getcie, kiedy zabrano twoich rodziców, a ich pradziadków do Treblinki, dwoje z twoich izraelskich wnuków ze swoim muzycznym zespołem wyjeżdża do Berlina. I tam z wielkim powodzeniem zabawiają włoskim programem niemiecką młodzież. To znaczy izraelskie prawnuki twoich polsko-żydowskich rodziców zabawiają wnuków ich niemieckich morderców”.
A dlaczego ja widzę w tym rodzaj naszego zwycięstwa?” (Irit Amiel, Życie – temat tymczasowy, s.232)
Warto zadbać o światło, które z niej emanowało. A o jej niezwykłym stosunku do życia i świata świadczy choćby to zacytowane ostatnie zdanie z książki biograficznej. Nie ma w tekstach Irit Amiel potrzeby szukania zemsty, odwetu. To zachęta: Pamiętajcie!
© | ePatmos.pl