Nieokiełznane zło języka*

(19) Księga Koheleta 10:11-15

26 czerwiec 2020

Kazn. 10:11 Jeżeli wąż ukąsi przed zaklęciem to zaklinacz nic nie zyskuje. (BW)

* (Jak. 3:8 - Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać,
to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. [BT])

DK. Zapis tego przysłowia nie jest łatwy do zrozumienia. Gdyby przełożyć jego pojedyncze słowa z hebrajskiego, to brzmiałoby ono mniej więcej tak: „Jeśli wąż ukąsił, to dlatego, że nie było zaklęcia – i nie ma żadnego pożytku dla właściciela języka” (za Raszim). By chronić się przed jadowitymi wężami, ludzie w dawnych czasach korzystali z usług zaklinaczy. Znani byli oni nie tylko z tego, że umieli wprowadzić węże w stan jakby hipnozy, szepcząc swe zaklęcia (Psalm 58:5-6) albo posługując się piszczałką, ale też znali różne gatunki tych gadów i umieli leczyć ich ukąszenia. Pierwsza część przysłowia mówi, że ukąszenie nastąpiło, ponieważ zaklinacz nie zdążył zahipnotyzować węża. Sytuacja ta zestawiona jest z jakąś korzyścią dla właściciela (pana) języka (niektórzy tłumacze kojarzą go właśnie z zaklinaczem). Patrząc na kolejne przysłowia, które dotyczą problemów związanych z mową, można by się domyślać, że i w tej sentencji chodzi właśnie o znany i powszechny problem z językiem, polegający na tym, że często kąsa on, zanim jego właściciel zdąży nad nim zapanować, „zahipnotyzować” go, żeby nie mówił tego, co rani i zatruwa, a czasem nawet zabija. Gdyby zrozumieć ten zapis tak, jak przekłada go większość współczesnych tłumaczy, to oznaczałby on, że należy ogólnie działać w porę, zanim wydarzy się nieszczęście, gdyż potem nikt już nie będzie potrzebował pomocy tego, który mógł tragedii zapobiec. Osobiście chyba jednak wolę lekcję bardziej dopasowaną do dalszego kontekstu – chciałbym opanować sztukę „zaklinania” własnego języka, żeby umieć jak najszybciej zauważyćć, kiedy staje się jadowity, i zdążyć nad nim zapanować, obezwładnić go, zanim uda mu się ukąsić i zatruć.

PL. Skojarzenie z „kąsającym językiem” jest interesujące, Danielu. Silna wola, jak „zaklinacz”, może powstrzymać cięty język „węża”. Ileż trzeba wysiłku, by wyprostować słowa wypowiedziane w afekcie, w pośpiechu, pod wpływem emocji. :( Zawsze traci, a nic nie zyskuje ten, kto nie kontroluje tego, co mówi.
Przysłowie o wężu i zaklinaczu można również odczytać inaczej. Zdarza się, że „zaklinając rzeczywistość” poprzez różne zabiegi na rzecz osiągnięcia zysku (zaklinacze zaklinali węże, bo było to źródłem ich dochodu), coś wymknie się spod kontroli – wąż wyślizgnie się z ręki i ukąsi. Wówczas cały wysiłek idzie na marne i trzeba pogodzić się z brakiem zysku. Mędrzec celnie opisał naturę „uciekającej okazji”, często opartej na „pobożnych życzeniach”, niezmiernie bolesnej dla kogoś, kto jest specjalistą w swoim fachu, a jednak łapie się na tym, że nie wszystko przewidział lub po prostu się pomylił.

Kazn. 10:12‑13 Słowa z ust mądrego są łaskawe, ale wargi głupca pożerają jego samego. Początek słów jego ust to głupota, a koniec jego mowy to wielkie szaleństwo.

DK. Ten zapis wydaje się za to całkowicie jasny i łatwy do zrozumienia. Człowiek mądry mówi w sposób przyjemny, zaś to, co wypowiadają wargi głupca, obraca się przeciwko niemu samemu. Zaczyna od głupstw, a kończy na wielkich szaleństwach. Warto pamiętać o tej progresji, by nawet nie wchodzić na drogę plecenia głupot. Ogólny wniosek również wydaje się prosty – trzeba dbać o dobre i mądre serce, bo z jego obfitości będą mówić usta, jak nauczał Mistrz z Nazaretu (Mat. 12:34; Łuk. 6:45). Tyle że ta prosta w swym sformułowaniu prawda okazuje się niezwykle skomplikowaną sztuką, którą ćwiczy się przez całe życie i rzadko kiedy osiąga się biegłość, nie mówiąc już o mistrzostwie.

PL. Mądrego to i przyjemnie posłuchać”. Od mądrych ludzi nie tylko się uczymy. Samo obcowanie z nimi sprawia dużą przyjemność i powoduje pewien rodzaj ekscytacji, związanej chyba z poczuciem, że uczestniczymy w czymś wyjątkowym. Takie spotkania pozostawiają w nas trwały ślad i zachęcają do własnego rozwoju. Głupi natomiast sam się kompromituje tym, co mówi, i sam na tym traci. Słusznie też zauważyłeś, Danielu, że ta „choroba” postępuje…

Kazn. 10:14 Głupiec wiele mówi, choć człowiek nie wie, co nastąpi. Któż mu oznajmi, co po nim nastanie?

DK. Widać tu dwie perspektywy przyszłości, których człowiek nie ogarnia. Po pierwsze, nie zna własnego jutra. Po drugie, zupełnie już nie wie, co nastąpi po jego odejściu. Dlatego lepiej być powściągliwym w prognozowaniu przyszłości i snuciu planów. Słyszałem kiedyś (nie wiem, czy to prawda), że 90 proc. długoterminowych prognoz gospodarczych, finansowych, społecznych i politycznych sporządzanych przez najbardziej renomowane instytuty nie spełnia się. Dlatego mądrzy ludzie mówią na temat przyszłości niewiele, a jeśli już się wypowiadają, to używają trybu przypuszczającego. Głupiec plecie, co mu się wydaje. Na ogół sam tylko się ośmiesza. Ale gadanie głupot może mieć niekiedy bardzo tragiczne skutki, i to nie tylko wtedy, gdy bzdury plecie ktoś wysoko postawiony i wpływowy. Podmuch wywołany machnięciem skrzydeł motyla może czasami przy niekorzystnym splocie okoliczności wywołać huragan na drugiej półkuli. Kilka głupich słów może niekiedy wywołać wielką dziejową burzę.

PL. Danielu, jest jakaś prawidłowość w tym, że dużo się rozprawia o rzeczach, na temat których mało się wie. Rozważania „a jak to będzie po zmartwychwstaniu”, dyskusje o naturze istot duchowych i inne „ciekawostki” pobudzają wyobraźnię i bywają bardzo zajmujące, tyle że dotyczą obszarów, o których naprawdę niewiele wiemy. Z bardziej przyziemnych przykładów nasuwa się właśnie wspomniane przez Ciebie snucie planów i przewidywanie przyszłości ocierające się momentami o wróżbiarstwo. Wiele z tych pogawędek okazuje się potem „wróżeniem z fusów”, dlatego warto tu zacytować Marka Edelmana, który powiadał: “Prosto się mówi, jak się wie”.

Kazn. 10:15 Głupi męczą się trudem, [ten] który nie wie nawet, jak dojść do miasta.

DK. Tu znowu, Pawle, mamy do czynienia z tekstem, którego znaczenia nie jesteśmy pewni. O jaki trud tutaj chodzi, do jakiego miasta szukamy drogi, co ma jedno wspólnego z drugim? Dodatkowo jeszcze w pierwszej części zdania występuje liczba mnoga, a w drugiej pojedyncza. Czy to tylko niezręczność, która jest poprawiana przez tłumaczy, czy może zamierzony środek wyrazu? Czy trud ma na celu znalezienie właściwej drogi, a miasto jest tylko jej celem? Czy też wysiłek związany jest z wyprodukowaniem czegoś, co ma znaleźć się w mieście, może po to, by tam było spożytkowane, sprzedane? Trudno mi zgadnąć. W każdym razie wniosek z tego przysłowia mógłby być taki, żeby najpierw starać się poznać drogę do miasta, a potem dopiero się trudzić. Dobrze byłoby wiedzieć, jaki jest cel wysiłku, który podejmujemy, czy w ogóle ten cel istnieje czy też może idziemy, żeby iść, robimy coś, żeby się zająć, a nasz trud nie przynosi żadnego pożytku. Być może Kohelet chciał jeszcze raz podkreślić rolę mądrości, znajomości Bożego Słowa (Psalm 119:105; Izaj. 35:8), a może znów zauważa, że nie warto się zbytnio męczyć, bo nie znamy przyszłości? Można prowadzić myśli w różnych kierunkach i pewnie wszystkie pozwalają wysnuć pożyteczne wnioski.

PL. I to rzeczywiście jest pozytywną stroną nie zawsze jasno dających się odczytać tekstów. Moje myśli, Danielu, poszły w następujące strony:

Praca dla pracy, bez żadnego pomysłu, bez wyobrażenia sobie, jaki z tej pracy mógłby być efekt, bez czerpania z niej przyjemności – trochę twardo brzmi wypowiedź mędrca, ale tak właśnie pracują głupi. Siła robocza skupiona na zysku, który owszem, jest niezbędny do zaspokojenia podstawowych potrzeb, ale dla głupca jest to trud, męczarnia i tak zwane zło konieczne. W takim działaniu nie ma żadnej wizji, oprócz zaspokojenia naturalnej potrzeby konsumpcji, żadnego „miasta” w sensie celu, do którego mogłaby doprowadzić bardziej świadomie wykonywana praca. Ludzie mądrzy i zaangażowani doceniają możliwość uczenia się poprzez zdobywanie doświadczenia. Patrzą dalej i szerzej, by za jakiś czas posiąść wiedzę, jak osiągać kolejne cele.

Być może większość z nas „męczy się trudem”. Chyba niewielu zadaje sobie pytanie, czy praca, którą wykonują, przynosi jakiś społeczny pożytek. Czy nasze działanie pomaga wytyczać „drogę do miasta” czy jest nastawione tylko na zysk i konsumpcję? Dobrze byłoby, gdyby w każdym działaniu była choć odrobina wizji poprawiania i upiększania tego świata.

Z innej strony, mądry Abraham miał wiele dóbr, a jednak ciągle poszukiwał miasta, „którego budowniczym i twórcą jest Bóg” (Hebr 11:10). Celem jego życia nie był trud dla trudu, pomnażanie majątku dla jego pomnażania. Mieszkając w określonych strukturach społecznych, które przestały mu odpowiadać, postanowił podjąć trud i wyjść, a tym samym rozpoczął realizację wielkiego Bożego projektu budowy miasta „mającego mocne fundamenty”. To przykład trudu, który nie idzie na marne, bo wyznacza kierunki podążania w stronę Bożego miasta.


Cykl: Księga Koheleta - spis odcinków




© | ePatmos.pl