Najpierw, potem, razem

27 styczeń 2017

Najpierw, potem, razem

Autor:
Daniel Kaleta

Gdyż sam Pan (...) zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana1 Tes. 4:16‑17.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że pogodzenie trzech tytułowych określeń jest niemożliwe – albo potem, albo razem. Czy apostoł użył nadmiarowego słowa, czy może raczej w naszym sposobie myślenia występuje jakaś przeszkoda, która uniemożliwia nam właściwe zrozumienie jego wypowiedzi? Oczywiście najłatwiej byłoby nie przejmować się takimi drobiazgami i dostosować jakoś tekst do naszych wyobrażeń, pomijając niepasujące słowa. Taka możliwość istnieje zawsze i czytelnik ma prawo po przeczytaniu tego tekstu nadal uważać, że zajmowanie się takimi detalami jest bezproduktywne.

Ideologie cywilizacji, w których się wychowujemy, wywierają ogromny wpływ na nasz sposób myślenia, utrudniając nam często poprawne rozumienie zapisów biblijnych. Chrześcijanie, podobnie jak przedstawiciele prawie wszystkich innych religii, przejęli od Egipcjan i Greków wiarę w egzystencję człowieka po śmierci. Nawet ci, którzy uwierzyli w biblijną prawdę o śmierci i przyjmują do wiadomości, że umarli nie są w jakiś inny sposób żywi, ciągle wyobrażają sobie duchowe zmartwychwstanie podobnie do owej rzekomej egzystencji po śmierci – gdzieś w zaświatach.

Problem w tym, że apostoł Paweł, autor przytoczonych słów, nie był ani Grekiem, ani tym bardziej greckim katolikiem, tylko Żydem i faryzeuszem. Wierzył w zmartwychwstanie tak, jak wierzono w jego środowisku za jego czasów – że nastąpi ono na ziemi i w ludzkim ciele. To dlatego saduceusze i ich hellenistyczni mentorzy wyśmiewali wiarę w zmartwychwstanie; uważali bowiem, że materialne ciało jest niedoskonałym odbiciem duchowej rzeczywistości i nie nadaje się do wiecznej, szczęśliwej egzystencji.

Apostoł Paweł najpierw był faryzeuszem, ale potem uwierzył w Jezusa i dlatego dodatkowo uznał prawdę o duchowym zmartwychwstaniu naśladowców swego Mistrza. Wierzył, że powstaną oni w sposób podobny do zmartwychwstania Jezusa. A jak On zmartwychwstał? Oczywiście jako istota duchowa, ale jednak w jakiś sposób związana z ziemią, a nawet z miejscem, w którym umarł i został złożony do grobu. Na samym początku ukazał się Marii Magdalenie przy grobie, gdzie w naturalny sposób Go szukała (Jan 20:1,16‑18). Apostoł naucza, że choć Jezus ukazywał się wielokrotnie po swym zmartwychwstaniu, to nie było to trwałym elementem Jego nowego istnienia: w końcu po wszystkich ukazał się i mnie (1 Kor. 15:8). I potem już się więcej nie ukazywał.

Współpracownik Pawła, Łukasz, podaje, że Jezus ukazywał się przez czterdzieści dni, a potem został wzięty w górę do nieba – niewidzialny, okryty obłokiem (Dzieje Ap. 1:3,9‑11). Jako materialni ludzie nie rozumiemy, w jaki sposób duchowa istota może gdzieś przebywać, czy ma jakieś wymiary, ciało, energię, jak się przemieszcza, w jaki sposób podtrzymywana jest jej egzystencja i tożsamość. Tego jednak wiedzieć nie musimy, a ludzie w czasach apostoła w ogóle sobie takich „naukowych” pytań nie zadawali. Po prostu istniały niewidzialne byty duchowe, gdzieś wokół nich, i już. W taki sposób Jezus powstał i przebywał na ziemi przez czterdzieści dni, a potem przeniósł się gdzie indziej, wstąpił do Ojca (Jan 20:17).

Prawdopodobnie zatem pisząc o powstaniu tych, którzy zasnęli w Chrystusie, i porwaniu tych, którzy pozostawieni będą na Jego powrót, apostoł nosił w sobie te właśnie opisane powyżej wyobrażenia. Ci, co „zasnęli” w Chrystusie, nie zakończyli swojego życia w zaświatach, tylko gdzieś tutaj na ziemi. Dlatego być może było dla apostoła oczywiste, że ich powstanie do duchowego życia będzie, podobnie jak w przypadku Jezusa, jakoś związane z miejscem ich śmierci. Równocześnie też na ziemi będą w czasie przyjścia Jezusa żyli jako materialni ludzie ci, którzy będą jeszcze wtedy w Niego wierzyli. Dlatego Paweł pisze: My, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy zasnęli (1 Tes. 4:15). „Oni” powstaną najpierw, a potem „my” – z którymi identyfikuje się sam apostoł, a za nim oczywiście jego czytelnicy – dołączymy do nich i razem zostaniemy porwani do Jezusa, „w powietrze”.

Wydaje się, że przy takim sposobie zrozumienia rozważanego zapisu, pojęcia: najpierw, potemrazem, w powiązaniu z domyślnymi określeniami „tutaj” i „tam”, są całkowicie naturalne, zrozumiałe i na miejscu. Nie ma żadnego słowa nadmiarowego. Wszystkie są potrzebne do objaśnienia poglądu, że najpierw tutaj powstaną ci, co zmarli przed powrotem Jezusa i „zasnęli” snem śmierci. Po jakimś czasie ich pobytu tutaj – w przypadku Jezusa było to 40 dni – dołączą do nich żyjący jeszcze na ziemi Jego naśladowcy i razem z tamtymi zostaną porwani, tak jak On, w obłokach w powietrze, by tam się z Nim spotkać.

To miejsce spotkania jest również istotne i ciekawe. O Jezusie jest napisane, że został zabrany do nieba (Dzieje Ap. 1:10‑11). Ci obudzeni ze snu razem z żyjącymi zostaną porwani w powietrze, a nie do nieba. Jest to logiczne, jako że to właśnie z nieba przyjdzie Jezus. Nie miałoby zatem sensu, żeby Jego Kościół udawał się tam w czasie Jego powrotu, skoro w niebie Go akurat przez jakiś czas nie będzie. Spotkamy się z Panem gdzieś pośrodku, „w powietrzu”, między niebem a ziemią.

Oczywiście są to wszystko ludzkie kategorie miejsca i czasu, ludzkie wyobrażenia, ludzki język, którym duchowi autorzy posługują się ze względu na nasze cielesne ograniczenia. W rzeczywistości nie umiemy wytłumaczyć, w jaki sposób duchowa istota przebywa tutaj, a nie tam. Nie wiemy, jak to możliwe, że żyjący ludzie zostaną „porwani w powietrze” razem z tymi, którzy już na podobieństwo Jezusa powstali jako istoty duchowe. Nie znamy lokalizacji miejsca spotkania „w powietrzu”. Nie potrafimy określić, jak długo potrwa ów czas między „najpierw” a „potem” i, co może najważniejsze, nie możemy być pewni, czy już nastało „najpierw” i czy czekamy jeszcze tylko na „potem” – jeszcze się nie objawiło, czym będziemy, lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni (1 Jana 3:2). Tego wszystkiego najwidoczniej wiedzieć nie musimy, a może nawet nie możemy. Rozumiemy jednak ukazaną w tym krótkim zapisie czasową sekwencję wspomnianych zdarzeń i rozgraniczenie związanych z nimi miejsc.

W innych miejscach Biblii opisane są dodatkowo niektóre szczegóły owych dwóch lub nawet trzech etapów powstania, przemiany i wywyższenia Kościoła. O ile dokonujemy właściwego powiązania, Księga Objawienia ujmuje ten jakże ważny dla nas element Bożego planu zbawienia w trzech oddzielnych scenach: Baranka stojącego ze swoim chórem na górze Syjon (Obj. 14:1), zespołu kitarzystów przy szklanym „morzu” (Obj. 15:2) oraz gremium sędziowskiego, zasiadającego na tronie jako królowie i kapłani razem z Jezusem (Obj. 20:4‑6). Każda z tych grup składa się z tych samych zwycięskich naśladowców Jezusa. Być może pierwsza z tych wizji nawiązuje do powstania „śpiących świętych” i dołączenia do nich tych żyjących, zaś druga do porwania ich razem „w powietrze”, którym to miejscem byłby tu dziedziniec niebiańskiej świątyni.

Być może też w zapisie: bo trąba zabrzmi (...) a my zostaniemy przemienieni (1 Kor. 15:52) znajdujemy odniesienie do jednego ze wspomnianych trzech etapów – „porwania” wszystkich świętych razem w powietrze, czyli, posługując się językiem objawiciela, do umieszczenia ich na dziedzińcu duchowej świątyni, gdzie uczestniczyć będą w uroczystej jej inauguracji, śpiewając i grając na kitarach pieśń Mojżesza i Baranka.

Czy takie właśnie objaśnienie słów najpierw, potemrazem z zapisu 1 Tes. 4:16‑17 oraz wynikająca z nich lekcja w powiązaniu z Księgą Objawienia i zapisem 1 Kor. 15:50‑54 mają sens, każdy czytelnik musi ocenić sam. Być może ktoś stwierdzi po zapoznaniu się z tym tekstem, że zrozumienie takich szczegółów wcale nie zwiększa Jego poświęcenia i miłości do Boga. Wierzę jednak, że są i tacy miłośnicy Biblii, dla których liczy się każde jej słowo, którzy chętnie rozważają drobne szczegóły, by jeszcze lepiej poznać i podziwiać Boga oraz Jego Syna Jezusa. A przede wszystkim, by uwolnić się od obciążenia sposobu myślenia balastem pojęć wynikających z innych filozofii i religii.

Zafałszowany obraz Boga i Jego dzieła generuje często niewłaściwe postawy. Właściwe zrozumienie Jego zamierzeń nie tylko zwiększa przywiązanie i miłość do tej cudownej Istoty, ale także pozwala lepiej określić swoje miejsce na skali Stwórczych zamierzeń Inteligentnej Przyczyny i Ostatecznego Celu wszechrzeczy.

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl