Odwiedziły nas dzieci. W ramach szukania sposobu na radosne spędzanie czasu poszliśmy na plac zabaw przy jednej ze szkół. Profesjonalny, nowoczesny, bezpieczny. Nie pomyślano tylko, że latem będzie to „patelnia”, bo wszystkie drzewa usunięto, by życia sprzątaczek nie utrudniły opadające liście, owoce. Zadaszenia jakiegokolwiek brak. Ale wieczorami czy w pochmurne dni to jest bardzo przyjemne miejsce.
Obok też przyzwoity skatepark, duma poprzednich władz, burmistrz bowiem stawiał na sport. Wnuk poszedł pojeździć tam na hulajnodze, poszłam z nim i usiadłam na jednej z ławek. Było tam już paru starszych od niego kolegów, bardziej doświadczonych, a może tylko obytych z tą powierzchnią. Wnuczka też zapragnęła zjeżdżać po kuszących pochyłościach. Córka wbiegła na placyk z wózkiem i najmłodszą pociechą, ale tak, by nie blokować jazdy pozostałym uczestnikom zabawy. Zresztą ci na chwilę wyszli, by zaopatrzyć się w napoje zwiększające energię, paczki chipsów, coca colę i coś tam w kolorowych puszkach. Gdy wrócili, zaczęła się wymiana zdań: „Plac zabaw jest obok” – rzucił najdorodniejszy z nich, ale tak, bym słyszała. „A w czym ci dzieci przeszkadzają”? – nie dodałam, że niewiele jest od nich starszy. „Tam jest regulamin, może pani przeczytać!” – rzucił już ze złością. I „pani” podeszła i przeczytała. A tam: „nie wolno jeździć na hulajnogach”, „nie wolno poruszać się bez kasków, nakolanników” i przede wszystkim „nie wolno przebywać na obiekcie przed ukończeniem 18 lat bez prawnych opiekunów”. Ten warunek, zresztą jedyny, tylko moje wnuki spełniały, więc trwała kłótnia. Słowo za słowo. Najodważniejszy z chłopaczków nie miał argumentów, więc burknął na koniec, że jego rodzice to nie mają czasu. Ale umilkli. Poszli posilić się i ugasić pragnienie. Zza budynku szkoły wyłoniła się kolejna grupa chłopców, za nimi podążały z rozwianymi włosami dorastające panienki.
Wracaliśmy do domu, bo najmłodszy wnuczek szedł spać. Po drodze dowiedziałam się, że o to, co dzieje się w tamtym miejscu po zmroku, lepiej nie pytać.
I nie będę pytać, bo wiem. Wiem też, że te lata, kiedy przed dorosłymi baliśmy się otworzyć buzię, minęły bezpowrotnie. I dobrze. Ale nie ma zgody na bezczelność, chamstwo. Smutno mi jednak, że młodzi ludzie zostawieni są sami sobie, nawet przez instytucję, która powinna ich wspierać. Bo wszystko to dzieje się w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły. Ale w obliczu zagrożeń pandemią kto ma się tym przejmować? .
© | ePatmos.pl