Nad przerwaną tamą

20 marzec 2015

Nad przerwaną tamą

Autor:
Kasia Śmiałkowska

Pan ma powód do skargi na mieszkańców kraju: Nie ma w kraju ani wierności, ani miłości, ani poznania Boga. Jest natomiast krzywoprzysięstwo, kłamstwo, zabójstwo, kradzież, cudzołóstwo, rabunek, morderstwa idą za morderstwami. Dlatego kraj okrywa się żałobą i mdleją wszyscy jego mieszkańcy (Oz. 4:1-3).

Podczas wyprawy na Wschodnie Wybrzeże mieliśmy możliwość szybkiej powtórki z czterech wieków historii Stanów Zjednoczonych: od Plymouth w Nowej Anglii, dokąd w 1620 roku przypłynął ze 102 pielgrzymami na pokładzie niewielki żaglowiec Mayflower, poprzez Nautilusa, łódź podwodną o napędzie atomowym, aż po start LADEE – sondy do badania atmosfery Księżyca.


Replika żaglowca Mayflower; okręt podwodny Nautilus; sonda księżycowa LADEE. (fot. Tomek Śmiałkowski)

W ciągu tych kilku stuleci rzeczywiście nastąpił niesamowity wzrost umiejętności i możliwości w zakresie przemieszczania się z miejsca na miejsce. W trakcie wycieczki wielokrotnie podziwialiśmy pomysłowość i przedsiębiorczość człowieka: niezliczone wynalazki Tomasza Edisona w jego laboratorium, rewolucję przemysłową na przykładzie wykorzystania spadku wody w kanałach Lowell, „Amerykańskiej Wenecji”, do napędzania maszyn w wielkiej fabryce tkanin, 37-kilometrowy mosto-tunel w Zatoce Chesapeake i wiele innych.

Przedostatnim przystankiem na trasie, już w drodze powrotnej, było nieznane nam do tej pory miejsce pamięci narodowej w Pensylwanii, w Johnstown. Tu nasze zachwyty nad cywilizacją ostro wyhamowały. Ostatniego dnia maja 1889 r. miała w tej okolicy miejsce jedna z największych katastrof w amerykańskiej historii. Po kilku dniach ulewnych deszczów pękła tama, uwalniając z rezerwuaru dwadzieścia milionów ton wody. Gdy fala powodziowa dotarła do leżącego poniżej miasteczka, spowodowała śmierć 2209 osób i straty, które według dzisiejszych wartości szacować można na z górą czterysta milionów dolarów.

Opisy katastrofy są przerażające: pędząca z prędkościa 60 km/h woda zbierała wszystko, co stanęło jej na drodze. Zatrzymała się na kilka minut na moście kolejowym, który jednak uległ ogromnemu naporowi i fala z jeszcze większą siłą popłynęła ku Johnstown. Spod niesionego materiału prawie nie było widać wody; świadkowie mówili później, że czoło fali wyglądało jak toczące się wzgórze.

Tuż przed Johnstown woda zmiotła hutę, porywając między innymi wagony kolejowe i kilometry drutu kolczastego ze składu w pobliskiej fabryce. Wszystko to dotarło wreszcie do miasta i zupełnie zaskoczyło jego mieszkańców; nie pomogły im nawet próby ucieczki na wyższe tereny, bo fala była zbyt szybka. Ci, których porwała, nie mieli zbyt wielkich szans na uratowanie się, zaplątani w drut kolczasty i przygnieceni szczątkami budynków. To jeszcze nie był, niestety, koniec katastrofy: powódź zatrzymała się na chwilę przy miejskim moście, gdzie niesione materiały utworzyły tamę i woda uderzyła na miasto z przeciwnego kierunku; na dodatek na rumowisku przy moście wybuchł pożar, który udało się ugasić dopiero po trzech dniach.


Główna ulica Johnstown po przejściu fali powodziowej. (Źródło: Wikipedia)

Jakie były przyczyny tej katastrofy? Czy dało się jej uniknąć, albo przynajmniej nie doprowadzić do aż tak ogromnej tragedii?

W okresie poprzedzającym katastrofę właścicielem terenów nad jeziorem utworzonym przez tamę był Klub Myśliwych i Wędkarzy, skupiający kilkudziesięciu członków najbogatszych rodzin z rozwiniętego przemysłowo Pitsburga.


Klub Myśliwych i Wędkarzy. (Źródło: Johnstown Area Heritage Association)

Po zakupie nieruchomości dokonano modyfikacji tamy (wówczas największej tamy ziemnej na świecie) – obniżono ją, by wierzchem przeprowadzić drogę. W kanałach, którymi spływał nadmiar wody, zainstalowano kraty, by zapobiec uciekaniu ryb z jeziora. Na skutek zaniedbań otwory szybko się przytkały. Rury do kontrolowania przepływu sprzedano na złom. Tama jako taka również nie była w dobrym stanie, o czym alarmował dyrektor huty w Johnstown, ale jego ostrzeżenia przeszły bez echa. Przeciekające miejsca reperowano jedynie na bieżąco błotem i słomą.

Zignorowano w ten sposób prawa Boże – prawa fizyki decydujące o tym, że pod zbyt wielkim naporem ściana pęka. Członkowie Klubu mieli również w swoich życiorysach wiele epizodów stojących w jawnej sprzeczności z Bożymi zaleceniami dotyczącymi prawego postępowania. Choć zacytowany na początku werset był w Biblii wypowiedziany do Izraela, całkiem trafnie opisuje też nastawienie wielu magnatów dziewiętnastowiecznego przemysłu.

Rankiem tragicznego dnia prezydent Klubu widząc, że po ulewnych deszczach woda bliska jest przelania się przez tamę, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Zorganizował grupę, która próbowała w pośpiechu umocnić wał ziemi i go podwyższyć. Gdy stało się jasne, że nieszczęściu nie da się już zapobiec, wysłał ostrzeżenie do Johnstown, które jednak nie zostało nawet przekazane władzom miasta, bo w przeszłości podobne informacje się nie sprawdziły.

W ten sposób seria zaniedbań i lekceważąca postawa człowieka doprowadziły do kataklizmu. Informacje o tym zdarzeniu pojawiły się wnet w prasie – przede wszystkim w odległym o nieco ponad sto kilometrów Pittsburgu.


Relacje prasowe o katastrofie. (Źródło: Library of Virginia)

Na tragedię zareagowały nie tylko gazety codzienne; półtora miesiąca po powodzi w lipcowym numerze wydawanego również w Pittsburgu „Watchtower” zamieszczono obszerny artykuł pod tytułem „Dlaczego Bóg dopuszcza kataklizmy?” Zaczyna się on od nawiązania do akcji pomocy poszkodowanym w Johnstown i podobnych katastrofach:

„Hojne impulsy działalności charytatywnej i współczucie wywołane kataklizmami ostatnich lat są szlachetne i dobre tak w oczach Boskich, jak i ludzkich. Oprócz tego stwierdzenia nie można jednak powiedzieć wiele dobrego o klęskach czy wywieranym przez nie wpływie.”

Dalej autor artykułu wyjaśnia:

„Musimy pamiętać, że tylko ogród Eden był „gotowy” i zdatny do tego, by człowiek wygodnie korzystał z łaski życia. Przygotowanie dla człowieka całej ziemi, by w pełni nadawała się do zamieszkania przez doskonałych, posłusznych ludzi – dzieci Boże, wymagało naturalnie dalszych siedmiu tysięcy lat; Bóg w cudowny sposób przygotował z wyprzedzeniem ogród Eden jedynie jako odpowiednie miejsce do przeprowadzenia próby Adama. Przewidział On upadek swojego stworzenia i zaplanował, że kara za grzech – „śmiercią umrzesz” – nie nastąpi natychmiastowo, jak choćby przez uderzenie piorunem, lecz stopniowo, na skutek konfliktu z nieprzyjaznymi warunkami na nieprzygotowanej jeszcze ziemi (klimatem, nieurodzajną ziemią, burzami, niezdrowym powietrzem, cierniami, chwastami itd.).

Bóg zaplanował również i to, że dla człowieka pożytkiem będzie ćwiczenie zdolności jego umysłu poprzez zmagania z trudami i niedoskonałością jego otoczenia oraz poprzez szukanie rozwiązań przynoszących ulgę; korzyść przyniesie mu także ćwiczenie charakteru w walce z jego własnymi słabościami oraz doświadczanie współczucia.”

Dziś bez tablic z objaśnieniami trudno byłoby się zorientować, że kiedyś była w tym miejscu spora struktura. Na pozostałościach ziemnego wału zamontowano balkoniki dla zwiedzających, dołem, nad niewielką rzeczułką, biegną tory kolejowe.


Pozostałości przerwanej tamy. (fot. Tomek Śmiałkowski)



Ilustracje na tamie objaśniające jej przerwanie. (fot. Kasia Śmiałkowska)

Wspominając to miejsce myślę sobie, że historia owej tamy jest ilustracją mnóstwa przedsięwzięć człowieka; często w zamyśle pomocnych i szlachetnych, potem jednak zepsutych w taki czy inny sposób na skutek chciwości czy zaniedbań. Można też wyciągnąć z tego ciągu zdarzeń lekcję pomocną przy budowaniu chrześcijańskiego charakteru: trzeba o tę naszą strukturę dbać, nie obniżać standardów dla przyjemności czy ułatwień, a gdy zauważymy pęknięcia czy nieszczelności, nie zatykać dziur słomą, tylko podjąć staranną naprawę.

A na sam koniec ucieszyło mnie jeszcze znalezienie artykułu z „Watchtower”, bo pokazało mi (co zapewne dla wielu osób jest oczywiste), że pastor Russell zajmował się nie tylko biblijną przeszłością i chwalebną przyszłością w Królestwie Bożym, nie tylko wydarzeniami na skalę światową, ale reagował też na to, co działo się w jego okolicy. Wyobrażam sobie, że był głęboko poruszony tą tragedią, rozmawiał o niej z wieloma osobami, a kiedyś może nawet wybrał się do Johnstown – mając niewzruszoną nadzieję, że ofiary powodzi powrócą kiedyś do życia.

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl