Mowa wasza niech zawsze będzie przyjemna, solą okraszona... - List do Kolosan 4:6
Podczas niedawnego studium Przypowieści Salomona natknęliśmy się w Biblii Gdańskiej na ciekawe słowo: klatecznik. Jest ono intrygujące tym bardziej, że wpisanie go w znaną wyszukiwarkę internetową wyświetla niewiele rezultatów i większość z nich to powtarzające się cytaty z Biblii. Nie znajdzie się tu informacji o etymologii czy o szerszym zastosowaniu.
Tych cytatów z Pisma Świętego też nie ma wiele – hebrajskie słowo nirgan (נִרְגָּן), z którego przetłumaczono określenie „klatecznik”, pojawia się w Starym Testamencie zaledwie cztery razy. Co mówią te wersety o charakterystyce takiego człowieka? Poróżnia on i rozłącza przyjaciół, powoduje zwady i spory, a jego słowa „gładko spływają do głębi wnętrzności”. Przegląd różnych przekładów daje nam listę synonimów, ułatwiających zrozumienie natury klatecznika: oszczerca, plotkarz, obmówca, donosiciel, potwarca.
Skóra cierpnie od tak poważnych zarzutów – ale z drugiej strony czytamy, że słowa tej osoby są jak smaczne kąski czy też łakocie; łatwo więc je przyjąć i chętnie je połkniemy, może nawet nie zdając sobie sprawy z ich szkodliwości.
W przekładach angielskich pojawiają się dwa ciekawe wyrazy, rysujące kilka dalszych szczegółów na naszym portrecie klatecznika: pierwszy z nich to whisperer, związany oczywiście z whisper – szept czy szeptać, ale oznaczający plotkarza. To prawda, że sporo informacji od klatecznika przybywa po cichu, jako sekret, co jeszcze tym kąskom dodaje atrakcyjności, bo odbiorca poczuł się wtajemniczony w nie dla wszystkich dostępną wiedzę.
Drugie słowo to talebearer – dosłownie niosący czy też dostarczający opowieści, ale o negatywnym wydźwięku, znów w kontekście plotek. Złożone jest ono z dwóch części o korzeniach sprzed wielu stuleci: tale od staronordyckiego tala (mówić) oraz staroangielskiego beran, które ma jeszcze wcześniejszego przodka w języku greckim; ślady tego antenata znajdziemy w słowie fosfor: φως = światło, φέρω = nosić, czyli, w dość luźnym tłumaczeniu, niosący czy też przynoszący światło.
Przyjemnie jest rozważać interesujące słowa, ale jak się ma kwestia klatecznictwa (pozwalam tu sobie utworzyć pół-żartem, pół-serio nowy termin) w życiu codziennym? Analizuję dzisiejszy dzień: rano, podczas wybierania się do pracy, brzęczały w tle wiadomości i od czasu do czasu podrzucały mi smakowite kąski jakichś sensacji. W biurze wysłuchałam opowieści koleżanki o tym, jak poprzedniego wieczora naraził się jej mąż. Następnie w naszym trzyosobowym dziale rzuciłyśmy kilka kąśliwych uwag o którymś kliencie, wyjątkowo opieszale podchodzącym do należnej nam płatności. Dostało się też i Markowi z oddziału w Nowym Jorku, który nie dość, że ze wszystkim się spóźnia, to nie zwraca uwagi na szczegóły i każdy dokument, jaki nam przysyła, trzeba mu zwracać, żeby uzupełnił brakujące informacje.
Wszystko to właściwie są drobiazgi, ale widzę, że nie zastanawiam się długo, częstując się łakociami z tac przynoszonych mi przez media czy znajomych. Sama też chyba upiekłam niejedno lukrowane ciasteczko i podsunęłam je innym...
O drobiazgach omówionych w chwili irytacji prędko zapomnimy, ale pozostanie atmosfera wokół danej osoby. Kiedy Mark przyśle następny raport, jeszcze przed jego otwarciem zdążę pewnie pomyśleć: „Założę się, że znów coś trzeba będzie poprawiać” – w domyśle „moje raporty są dokładniejsze i na czas”. Na moment urosnę we własnych oczach, podobnie jak wcześniej, kiedy w dzienniku usłyszałam o awanturze domowej zakończonej interwencją policji (u nas takie zdarzenie byłoby nie do pomyślenia, jesteśmy fajnym, zgodnym stadłem.) Albo w rozmowie o niepozbieranym kliencie spóźniającym się z zapłatą – bo my zawsze pamiętamy o wysłaniu wszystkiego w terminie. (Czy aby na pewno zawsze?)
Być może na tym właśnie polega atrakcyjność kiepskich czasopism: oglądamy innych, czasem sławnych czy stojących na piedestale, i widząc dokumentację rozmaitych błędów, jakie popełniają, podświadomie czujemy się ciut lepsi, bo nie jesteśmy TACY. Z drugiej strony – sami możemy stać się tabloidem, serwującym zgrabne porcyjki sensacyjnych wieści o kimś mniej lub bardziej znanym.
Muszę koniecznie zwrócić baczniejszą uwagę na składniki, z jakich buduję podawane innym kąski, żeby nawet podświadomie nie stawać się klatecznikiem. O ileż lepiej byłoby – jeśli już coś niosę – upodobnić się do wspomnianego powyżej fosforu i dostarczać światło, czy to w postaci wypowiedzi, czy działań.
Niechaj na naszych tacach, które wyciągamy ku bliźnim, piętrzą się smakowite i pożywne kąski dobrych słów, dobrych czynów, zamiast lukrowanych i atrakcyjnych, lecz niezdrowych dla organizmu sensacji. Klatecznictwu powiedzmy stanowcze „nie”!
Wszak „gdy nie staje drew, gaśnie ogień; tak gdy nie będzie klatecznika, ucichnie zwada” – Przypowieści Salomona 26:20 (BG)
© | ePatmos.pl