Zatonie to nawet nie mieścina, to miejsce na mapie, mały skrawek plaży nad jeziorem i bezmiar zieleni oraz nieba, a jednak to szczególne miejsce spotkania z Bogiem i z ludźmi – a właściwie braćmi, siostrami w Chrystusie. To spotkanie przy lazurowych wodach jeziora Lubie (ach, jak lubię to Lubie) i Biblii – źródle wody żywej wytryskującej ku życiu wiecznemu. Te zacytowane słowa i historia, w której zostały wypowiedziane, stały się tematem pierwszego badania naszej zatońskiej społeczności. Historia spotkania Jezusa z Samarytanką...
Ale po kolei:
Miejsce spotkania.
Jezus wędruje z ziemi Judzkiej do Galilei zwanej Galileą Pogan.
Wydaje się, iż powodem opuszczenia Judei jest postawa faryzeuszy, którzy usłyszeli, że pozyskuje sobie więcej uczniów niż Jan Chrzciciel. Zatrzymuje się w miasteczku Sychar, w pobliżu pola, które dał Jakub synowi swemu Józefowi, przy źródle Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział przy studni... A było to około szóstej godziny...
Wyjątkowe miejsce w starożytnej historii wędrującego Izraela, kawałeczek własnej, wykupionej ziemi. Tam spoczywały kości Józefa, które synowie Izraela zabrali ze sobą z Egiptu, na części pola, kupionego przez Jakuba od synów Chamara, ojca Sychema, za sumę stu kesitów. I stało się ono własnością synów Józefa (Joz. 24:32). Kiedy umierający Jakub przekazywał to miejsce Józefowi użył nazwy Sychem, co w języku hebrajskim znaczy ramię (szekhem).
W 1 Mojż. 48:22 czytamy: Ja zaś tobie daję o jedną wyżynę (ramię) więcej niż braciom twoim.
Wykupienie pola i zamieszkanie rodziny Jakuba pośród Kanaaitów wiąże się z tragiczną historią Diny – córki Jakuba i gwałtownych wydarzeń wywołanych przez Symeona i Lewiego (1 Mojż. 33:18-20 i 34:1-10, 34:11-19, 34:20-31). Jeszcze raz Sychem pojawia się w historii Jakubowych synów, gdy błąkający się po polach Józef szuka swych braci. Właśnie tam spotyka człowieka wskazującego mu drogę. Drogę do jakże odmiennego i znamiennego dla ludu Izraela życia.
Być może jest w tym ciągu skojarzeń jakaś myśl – Józef i jego zazdrośni bracia, występek Symeona i Lewiego wobec obrzezanych pogan, miejsce spoczynku wyniesionych z Egiptu kości Józefa, miejsce nazwane dodatkowym ramieniem Józefa..., wreszcie Jezus odpoczywający przy studni, który wyruszył w drogę, bo faryzeusze usłyszeli...
Czas akcji – pora południowa, godzina szósta a właściwie było to około szóstej godziny... Tak dobrze znamy te słowa – było już około szóstej godziny i mrok ogarnął ziemię aż do godziny dziewiątej (Łuk. 23:44). Czy podanie przez Jana ewangelistę dokładnej pory ma jakieś zasadnicze znaczenie?
Wreszcie: spotkanie z samarytańską kobietą – i tu różne spojrzenia:
Żyd i Samarytanka – jakże ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?
Zdziwienie, zaskoczenie prośbą wydawałoby się niemożliwą w tamtym miejscu i czasie. Skąd u Żyda pragnienie kontaktu i usługi od kogoś będącego w pogardzie u jego współplemieńców. Jezus, wcale nie prostymi słowami, tłumaczy skąd wypływa łatwość Jego gestu – zapowiada czas a właściwie godzinę, w której nie będzie podziałów na mniej i bardziej właściwe miejsca czczenia Boga.
Słowa Jego: wy czcicie to czego nie znacie echem spełnienia powracają w mowie apostoła Pawła na Areopagu: Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając (Dzieje Ap. 17:23). Lecz zbawienie początek bierze od Żydów – dopowiada Jezus. I tak w obecności samarytańskiej kobiety żydowski rabin otwiera ścieżkę dla pogan, nową drogę do zbawienia.
Iwona Dąbek - kolaż: Samarytanka
Jezus i kobieta – a uczniowie wróciwszy dziwili się, że rozmawia z niewiastą. Niejednokrotnie potwierdzał Jezus swym zachowaniem, że prawdy teologiczne, zwykła życzliwość i akceptacja nie stanowią wyłączności dla męskiej części rodzaju ludzkiego. Co więcej, pozwalał kobietom na nawiązanie szczególnej z Nim więzi opartej na niemal niedostrzegalnej służbie, wiernej, ukrytej w cieniu obecności.
I tutaj wobec kobiety, w tak prosty i lekki sposób przekazał podwaliny swej misji, wizję przyszłości i cel Bożego planu dla świata; zwyczajnie, słowo po słowie, dotykając najczulszych tęsknot w sercu tej, wydaje się, mocno wierzącej niewiasty, która natychmiast podzieliła się swym odkryciem z innymi, głosząc słowa: czyż On nie jest Mesjaszem?
...rozpoznała Go...
Oblubieniec i oblubienica – jeszcze inny, alegoryczny wymiar tej rozmowy, rozmowy prowadzonej między słowami, zdawałoby się niedopowiedzianej a jednak oczywistej, pojmowanej jakimś wewnętrznym słuchem. Jezus rzekł: przyprowadź męża, tym samym wskazując jej, że nie ma Oblubieńca, że tak naprawdę jest sama, choć tyle doświadczyła, żyje tęsknotą i niespełnieniem.
Ten fragment rozmowy tchnie atmosferą Pieśni nad Pieśniami – tęsknotą za oblubieńcem, Jego znikającą obecnością, poszukiwaniami...
A Jezus jak gdyby mówił: oto oblubieniec, przyjmij go, a wytrysną w tobie źródła wody żywej. Wreszcie jasno i wprost przedstawia się napotkanej przy studni kobiecie: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię...
Wciąż to mówi, przez wieki siedząc u studni.
Cudowne spotkanie, cudowna rozmowa i cudowna droga objawiona w Duchu i w prawdzie.
Na podsumowanie wspomnienie rysunku Janka z grupy plastycznej – czarnobiała postać samotnej kobiety stojącej z Biblią w rękach, nad nią u góry kartki słowo: SAMA?
Poniżej odpowiedź kobiety: Nie, Samarytanka.
© | ePatmos.pl