Simchat Tora

17 październik 2014

Simchat Tora

Kończy się właśnie święto Simchat Tora. Żydzi cieszyli się Torą. Wyrażali radość w głośny i manifestacyjny sposób. Tańczyli ze swymi ozdobnymi zwojami. Ja cieszę się moją Biblią codziennie i w głębi serca, bo nie nauczono mnie rytualnego uzewnętrzniania uczuć religijnych. Może to dobrze, a może źle, nie wiem. Czasami jednak gdzieś w odległym zakamarku duszy odżywa we mnie tęsknota za ową „zewnętrznością”, której nigdy nie poznałem. Ale nawet i to uczucie wyrażam w sposób powściągliwy.

Przeczytałem krótkie opowiadanie na okoliczność radowania się Torą, opublikowane na portalu chabad.org. Chciałbym choćby w ten skromny sposób dodać moją kropelkę do wielkiego strumienia radości, jaki przepływa dzisiaj przez żydowski świat. (Daniel Kaleta)


„To jest mój zwój Tory”

Ruth Benjamin

Henryk był jeszcze bardzo mały w 1945 roku, gdy skończyła się wojna, a nieliczni, którzy ocaleli, gorączkowo usiłowali odszukać swych krewnych. Spędził on większość świadomego życia u swej niani, która na prośbę ojca ukryła go przed nazistami. Wiązało się z tym ogromne ryzyko, ale kobieta chętnie je podjęła, ponieważ kochała chłopca.

Wszyscy Żydzi zostali zabici, więc niania Henryka ani przez moment nie pomyślała, że jego ojciec Józef Foxman mógł przeżyć haniebną likwidację wileńskiego getta. Z pewnością został wywieziony do Auschwitz – a każdy wiedział, że stamtąd się już nie wraca. Nie miała więc skrupułów zaadoptować chłopca po ochrzczeniu go w kościele katolickim i po wyuczeniu go katechizmu u miejscowego księdza.

Było właśnie Simchat Tora, gdy jego ojciec po niego przyszedł. Z rozdartym sercem niania spakowała ubranka chłopca i wręczyła mu jego małą książeczkę z katechizmem, zaznaczając ojcu, że chłopiec jest teraz dobrym katolikiem. Józef Foxman wziął syna za rękę i poprowadził go prosto do wileńskiej Wielkiej Synagogi. Po drodze powiedział synowi, że jest Żydem i że ma na imię Abraham.

Niedługo potem przechodzili obok kościoła. Chłopiec nabożnie się przeżegnał, wywołując tym wielką udrękę ojca. Chwilę później pojawił się ksiądz, który znał chłopca. Henryk podbiegł do niego i pocałował go w rękę. Ksiądz rozmawiał z nim, przypominając mu o jego katolickiej wierze.

Całe wnętrze Józefa domagało się, by odciągnął swego syna od księdza i od kościoła. Wiedział jednak, że tak nie należało postąpić. Przytaknął księdzu, jednocześnie mocniej ściskając rękę syna. Mimo wszystko ci ludzie przechowali jego dziecko, uratowali mu życie. Teraz musiał zapoznać syna z judaizmem, z życiem w religii żydowskiej. To sprawi, że w naturalny sposób porzuci i zapomni obce przekonania.

Weszli do Wielkiej Synagogi w Wilnie, a raczej do tego, co po niej pozostało z dawnych czasów świetności żydowskiej. Spotkali tam kilku ocalałych z Auschwitz, którzy wrócili do Wilna i odbudowywali swoje życie w żydowskim duchu. W samym środku twardej rzeczywistości cierpienia i straszliwych strat, w znacznie uszczuplonym gronie, śpiewali i tańczyli w szczerej radości w związku z obchodami Simchat Tora.

Abraham szeroko otwartymi oczami chłonął wszystko, co działo się wokół niego. Z czułością wziął do ręki swoją książeczkę do nabożeństwa. Jakaś najgłębsza część jego wnętrza reagowała na panującą atmosferę i był szczęśliwy, że może tu być z ojcem, którego prawie nie znał. Nie dołączał jednak do tańca.

Pewien Żyd ubrany w sowiecki mundur nie odrywał oczu od chłopca. Podszedł do Józefa i zapytał drżącym głosem: „Czy to dziecko jest... żydowskie?”. Ojciec potwierdził i przedstawił mu swego syna. Żołnierz dalej wpatrywał się w Henryka-Abrahama i z trudnością powstrzymywał łzy. „Przez te straszne cztery lata przebyłem tysiące kilometrów, ale to jest pierwsze żywe żydowskie dziecko, jakie spotkałem przez cały ten czas. Czy chciałbyś zatańczyć ze mną, na moich ramionach?” – zapytał chłopca, który również wpatrywał się w niego zafascynowany.

Ojciec przytaknął, a żołnierz posadził chłopca na barkach. Teraz już łzy swobodnie popłynęły po jego policzkach, a serce napełniło się prawdziwą radością. Żołnierz dołączył do tańczących wołając: „To jest mój zwój Tory”.

W taki sposób Abe Foxman, krajowy dyrektor Anti-Defamation League [Liga Przeciwko Zniesławieniu] – czyli Abraham z naszej historii – wspomina swoje pierwsze zapamiętane uczucia zetknięcia się z judaizmem i bycia Żydem.

Artykuł przedrukowany z portalu chabad.org,
pierwotnie opublikowany na stronie kosherspirit.com.

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl