Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom. – 1 Mojż. 2:10
W jednym z licznych kostarykańskich parków narodowych, zlokalizowanym w rejonie wulkanu Tenorio, płynie Rio Celeste – Rzeka Niebiańska, nazwana tak ze względu na swoje niezwykłe, błękitne zabarwienie. „Szkiełko i oko” wyjaśnia, że to kwestia minerałów – krzemu i glinu, oraz tlenu; lokalne legendy powiadają zaś, że kiedy Bóg skończył malować niebo błękitem, wypłukał pędzle w rzece spływającej ze zbocza wulkanu.
Rozum odrzuca takie pomysły, ale biegnie jednocześnie do ogrodu Eden, bo Rio Celeste wielu osobom kojarzy się z rajskim krajobrazem, gdzie Pan Bóg stworzył piękne rzeki i otaczającą je bujną roślinność. Tak i my, przygotowując się do wyprawy, wyobrażaliśmy sobie, że na kilka godzin przeniesiemy się w krajobraz rodem z pierwszych rozdziałów Księgi Genesis.
Na miejscu okazało się jednak, że choć Rio Celeste rzeczywiście jest przepiękna i trudno oderwać wzrok od turkusowej wody, to reszta okoliczności nie bardzo zgadza się z naszymi oczekiwaniami. Wygląda na to, że podczas przygotowań niejako wyrwaliśmy rzekę z kontekstu, skupiliśmy się na niej samej i nie zadaliśmy sobie trudu, żeby poszukać dokładniejszych informacji o jej otoczeniu.
Po pierwsze – do parku narodowego prowadzi dość długa i niezwykle wyboista droga, z wąskimi i niepewnymi mostkami. Przechodzi najwyraźniej przez tereny prywatne, bo inaczej skąd by się wzięły na niej bramy, które niczego konkretnego nie odgradzają, ale trzeba zaczekać, aż podejdzie gospodarz i bramę otworzy. Wszystko to zabiera mnóstwo czasu, tym bardziej, że podczas planowania, przyzwyczajeni do amerykańskich warunków, zwyczajnie nie pomyśleliśmy o tak długiej jeździe.
Piesza trasa z kolei wymaga pokonania stromych wzniesień i wielu stopni, wspinania się między kamieniami i korzeniami drzew – a wszystko to w gorącym, wilgotnym powietrzu, „stojącym” – bo o wietrzyku można tylko pomarzyć. I nie należy zapominać o obecności owadów, które uporczywie starają się dotrzymywać nam towarzystwa.
Do najbardziej spektakularnego miejsca, czyli do wodospadu, trzeba zejść po dwustu pięćdziesięciu nierównych schodach, a następnie z powrotem się po nich wdrapać na główny szlak. Długo to wszystko trwa i daje czas na przemyślenia, na przykład o zaskoczeniu (bo pomimo potu tworzącego nasze własne strumyki na twarzy i bzyczenia natrętnych owadów nie ma mowy o rozczarowaniu) wynikłym z rozbieżności między rajem, jaki sobie wyobraziliśmy w związku z Niebiańską Rzeką, a rzeczywistą okolicą wulkanu Tenorio. Skłoniło nas to do dyskusji nad ogrodem Eden i, bardziej ogólnie, nad wyglądem miejsc i postaci opisanych w Biblii.
O wyglądzie ludzi czy o scenerii, w jakiej się działy wydarzenia, wiemy często niewiele – jeśli już coś jest wspomniane, to przeważnie jest też elementem niezbędnym w opowieści: kolorowa szata Józefa czy długie włosy Absaloma. Ogromną większość takich szczegółów Pismo Święte pozostawia jednak wyobraźni czytającego – a wyobraźnia ta jest bardzo subiektywna, jak widać choćby na poniższej próbce portretów króla Salomona stworzonych na przestrzeni wieków. (A Ty, Czytelniczko/Czytelniku, jak sobie wyobrażasz Salomona? Do którego portretu byłby podobny Twój obraz?).
Przychodzą tu do głowy dwa pytania: dlaczego Biblia jest tak oszczędna pod tym względem i jak powinniśmy podchodzić do tych „niedopowiedzeń”.
Na pierwsze pytanie można odpowiedzieć, że gdyby w każdej historii miały znaleźć się przysłowiowe „opisy przyrody”, z których słynie wiele powieści z listy szkolnych lektur, Biblia nie byłaby jedną książką, tylko serią tomów zajmujących pewnie sporą półkę. Nawiasem mówiąc, takie dodatkowe zapisy istniały – Stary Testament odwołuje się nieraz do rozmaitych „dziejów królów”. W Nowym Testamencie znajdzie się z kolei odniesienie do trzeciego, najwcześniejszego listu Pawła do Koryntian (1 Kor. 5:9), albo do listu do Laodycei, którym tamtejszy zbór miał się wymienić ze zborem w Kolosach (Kol. 4:16).
To odpowiedź praktyczna, ale trochę powierzchowna; myślę sobie, że Pan Bóg w swojej mądrości tak pokierował pisarzami, żeby zanotowali to, co najważniejsze i co okaże się najbardziej potrzebne – nawet kilka tysięcy lat później. Takie minimalistyczne historie są bardziej ponadczasowe; chodzi przecież o zasady, a nie o to, czy ktoś miał oczy niebieskie, czy zielone i jakiego kształtu było pole, na którym zbierała kłosy Rut.
Jak zatem czytać te historie? Wielu z nas lubi sobie pewnie wyobrażać to, co czyta – przyznam, że sama mam w głowie wiele obrazów powstałych na przykład dawno temu na podstawie ilustrowanych Biblii dla dzieci. Czy są one prawdziwe? Część z nich została zweryfikowana podczas wypraw do Izraela, jak choćby – skoro już o rzekach mowa – wielkość Jordanu i to, że w okolicach, gdzie chrzcił Jan, nie płynie w nim woda krystalicznie czysta, tylko beżowa, zamulona. (Tak naprawdę należałoby tu pójść głębiej i sprawdzić, czy aby dzisiejszy sposób wykorzystania Jordanu nie zmienił przypadkiem wyglądu rzeki... ale to osobny wątek.)
Tak więc trzeba sięgać do źródeł, które mamy dziś na wyciągnięcie ręki – do fotografii, map, filmów dokumentalnych, relacji z wykopalisk archeologicznych, do wystaw muzealnych. Nie znajdziemy tam wszystkich szczegółów, ale nasze wyobrażenia o scenerii danych zdarzeń będą bliższe rzeczywistości.
Dobrze byłoby też unikać budowania teorii na tych naszych wyobrażeniach i sprawdzać, co naprawdę zostało zapisane na kartach Biblii, a co sobie sami dopowiedzieliśmy. Za to, jeśli już dany szczegół został zapisany, z pewnością miał jakiś cel i warto się zastanowić nad jego znaczeniem.
Na koniec – szczypta poezji, wiosenno-paschalny wiersz Lucjana Rydla. Autor pięknie rozwija nam przed oczami obraz spotkania w Wieczerniku i z przyjemnością wyobrażam sobie detale przedstawione w kolejnych wersach. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że poeta trochę szczegółów domalował z własnej wyobraźni i może nie do końca są one zgodne z jerozolimskimi realiami sprzed dwóch tysięcy lat. Ale to już pozostawiam Czytelnikom jako zagadkę :)
Był wieczór Paschy; w milczeniu głębokim
Siedli napoju pożywać i jadła -
Wieczernik szarym napełniał się mrokiem;
Półjasność zmierzchu, mglista i wybladła
Na stół białymi zasłany rańtuchy
I na ich twarze łagodnie się kładła.
I cisza była; a w tej ciszy głuchej,
Przez kratę okna powiew coraz rzadszy
Gnał z pól zielonych wiośniane podmuchy.
Pośród rybitwów tych ubogich siadłszy
Chleb w obie ręce wziął i kielich wina.
I zadumany w twarze uczniów patrzy.
A w tych źrenicach Człowieczego Syna
Mistycznych brzasków grała jasność złota
i myśl ogromna jakaś - i jedyna....
Z ich oczu - serca patrzała prostota;
Pierwsi pić mieli z Kielicha Miłości,
Pierwsi pożywać mieli Chleb Żywota
Iż byli, jako ptaki leśne - prości.
Autorem nieopisanych zdjęć jest Tomek Śmiałkowski.
Źródła portretów Salomona:
© | ePatmos.pl