Zaćma

28 czerwiec 2013

Pomysł napisania o zaćmie zrodził się, kiedy miałam niedawno okazję oglądać zabiegi okulistyczne w ramach zajęć na studiach. Zaćma to choroba polegająca na stopniowym mętnieniu soczewki – części oka odpowiedzialnej za skupianie światła – tak, że początkowo obraz staje się coraz bardziej niewyraźny, aż do całkowitej utraty wzroku w jednym oku lub obu. W trakcie krótkiej prelekcji, poprzedzającej oglądanie wspomnianych zabiegów, pani profesor opowiada o historii leczenia tej choroby. Podobno już przed wiekami rozmaici znachorzy leczyli zaćmę przez usuwanie mętnej soczewki z oka (na różne, bardziej lub mniej drastyczne, sposoby). Chory nie odzyskiwał zupełnie widzenia, ale zyskiwał poczucie światła i bardzo niewyraźny obraz, porównywalny do tego, co osoba z bardzo dużą wadą wzroku widzi bez okularów. Umożliwiało to takiej osobie poruszanie się w znajomym środowisku i funkcjonowanie na nieco lepszym poziomie.

Wraz z wprowadzeniem okularów możliwe było usunięcie soczewki a następnie dobranie odpowiednich okularów – chory widział wtedy prawie normalnie, z tym że szkła były bardzo grube i ciężkie. W dzisiejszych czasach możemy już usunąć zmętniałą soczewkę i na jej miejsce wstawić sztuczną – taki właśnie zabieg miałam okazję oglądać. Na dużym ekranie widzimy oko w powiększeniu i precyzyjne narzędzia naruszające delikatne struktury. Sala studentów z zainteresowaniem śledzi ruchy operatora, a mnie przychodzi na myśl jedno z uzdrowień Pana Jezusa... I przybyli do Betsaidy. I przyprowadzili do niego ślepego, i prosili go, aby się go dotknął. A On wziął ślepego za rękę, wyprowadził go poza wieś, plunął w jego oczy, włożył nań ręce i zapytał go: Czy widzisz coś? A ten, przejrzawszy, rzekł: Spostrzegam ludzi, a gdy chodzą, wyglądają mi jak drzewa. Potem znowu położył ręce na jego oczy, a on przejrzał i został uzdrowiony; i widział wszystko wyraźnie. (Ewangelia Marka 8:22-25)

Zastanawia mnie, dlaczego uzdrowienie tego ślepego musiało przebiec dwuetapowo. W Ewangeliach znajdujemy też inne sposoby uzdrowienia niewidomych: dotknięcie oczu (Mat. 9:27-31), uczynienie błota z własnej śliny i obmycie się chorego w sadzawce (Jana 9:1-12), samo słowo "Przejrzyj!" (Łuk. 18:35-43) – za każdym razem ślepiec od razu odzyskuje wzrok. Jest tak też przy innych uzdrowieniach – nigdy moc Pana Jezusa nie była "niewystarczająca", nie musiał niczego "poprawiać". Możemy też zwrócić uwagę na fakt, że chory wiedział jak wyglądają drzewa i ludzie co oznacza, że stracił wzrok w ciągu swojego życia, nie urodził się niewidomy.

Bardzo przypomina mi to dwuetapowe leczenie zaćmy – w pierwszym etapie należy usunąć przesłonę uniemożliwiającą dojście światła do oka. Na tym kończyło się starożytne leczenie tej choroby, o jakim wspomniałam na początku. Na tym kończy się też dzisiaj operacja, jeżeli chory nie może mieć wszczepionej sztucznej soczewki (z różnych przyczyn, na przykład nieprawidłowej budowy torebki soczewki). Stan taki nazywa się bezsoczewkowością. Człowiek widzi wtedy bardzo niewyraźnie, spostrzega ludzi, a gdy chodzą, wyglądają mu jak drzewa. W drugim etapie koryguje się wzrok, sprawia, że światło skupia się w odpowiednim miejscu w oku (przez wszczepienie implanta soczewki lub użycie okularów, szkieł kontaktowych) – on przejrzał i został uzdrowiony; i widział wszystko wyraźnie.

Oczywiście to uzdrowienie można też interpretować na sposób duchowy – Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany. (1 Kor. 13:12). Jednak lubię doszukiwać się w uzdrowieniach naszego Pana objawów prawdziwych chorób, które znam z medycznych książek. Lubię postrzegać Go jako Cudownego Lekarza, który i dzisiaj mógłby uleczyć nasze dolegliwości; i który na początku naszej ery potrafił zrobić to, co dla naszej medycyny możliwe stało się dopiero w drugiej połowie dwudziestego wieku (pierwsza sztuczna soczewka to rok 1949, a bezbolesne operacje, z małym odsetkiem powikłań to kwestia dopiero ostatnich 30 lat). Zresztą, medycyna wciąż jest niedoskonała i mimo coraz lepszych technik chorzy po operacji wciąż muszą nosić szkła do czytania, istnieje ryzyko powikłań, nie wszyscy kwalifikują się do operacji.

Uzdrowienia niewidomych to temat bardzo mi bliski – sama mam dużą wadę wzroku, od dzieciństwa noszę grube okulary korekcyjne. Kliniki okulistyczne kuszą nowoczesnymi zabiegami korekcji wzroku, jednak wciąż mam świadomość ryzyka – w końcu zabiegi te prowadzone są przez ludzi, takich jak ja, trochę starszych lub przez urządzenia ludzką ręką zaprojektowane. Marzę o wstawaniu rano bez szukania okularów po omacku, ale gdyby dało się bez stresu, bez bólu, bez powikłań... Żeby ktoś przyłożył ręce i żebym przejrzała i została uzdrowiona; i widziała wszystko wyraźnie.

Podobne tamatycznie



© | ePatmos.pl