Nomadland

28 styczeń 2022

„Podróże kształcą” – mówi znane przysłowie. Te „kanapowe” też, dlatego lubiłam książki podróżnicze. Czytałam wszystkie opowieści Arkadego Fiedlera, serię o przygodach Tomka Wilmowskiego na różnych kontynentach, Amerykę pokochałam dzięki opowiadaniom o Winnetou i jemu podobnych oraz powieściom Jacka Londona. Przyciągała mnie magia miejsc, do których – jak przeczuwałam – nigdy nie dotrę.

I nie dotarłam. Ale dzięki telewizji i opowieściom Elżbiety Dzikowskiej, westernom i potem coraz doskonalszym obrazom z dzikich zakątków świata, z wypraw himalaistów czy takim pięknym, pouczającym filmom jak „Czego nauczyła mnie ośmiornica”, miałam możliwość je poznać. Coraz doskonalsze technologie, również wyprawiające mnie w kosmos, zastępują osobiste poznanie. Choć zapachu, smaku, ciepła, a nawet dotkliwego zimna nie potrafię sobie wyobrazić, podobnie jak głodu albo ciężkiej, wręcz niewolniczej pracy w wielkich magazynach.

Ten przydługi wstęp ma wyjaśnić, dlaczego bardzo poruszyła mnie książka „Nomadland”. Autorka przedstawia niepospolitych ludzi, opowiada o przyjaźni z nimi. Chcąc  lepiej ich zrozumieć, kupiła samochód, by pobyć z nimi w miejscach, o których opowiadali. To nie Ameryka zdobywców Dzikiego Zachodu, nie kraj ludzi bogatych, wrażliwych, to wielki kontynent, gdzie nie brakuje biedy, wciąż dyskryminacji, niesprawiedliwości. Z okładki książki: „Ich oszczędności wyparowały po kryzysie w 2008 roku lub z powodu różnych życiowych wypadków. Zamiast przejść na zasłużoną emeryturę, żegnają się z wygodnym życiem, które dotąd wiedli. Sprzedają domy, bo nie mogą już ich utrzymać, przesiadają się do kamperów, vanów, pikapów i ruszają w drogę. Jeżdżą od stanu do stanu w poszukiwaniu dorywczej pracy – na kempingach, przy zbiorach owoców i warzyw, w centrach logistycznych Amazona”. Mówią o sobie bezmiejscowi. O tych niezwykłych ludziach opowiada dziennikarka Jessica Bruder. Spędziła trzy lata w podróży, przejechała dwadzieścia cztery tysiące kilometrów. „Nomadowie, z którymi rozmawiałam od miesięcy, nie byli ani bezsilnymi ofiarami, ani beztroskimi poszukiwaczami przygód. Prawda była bardziej zniuansowana, ale jak do niej dotrzeć?”. Kupiła więc busa, nazwała go Ven Halen, bo wszystko musi się jakoś nazywać. „Pierwszym moim odkryciem w drodze było to, że mimo dziesiątek rozmów z nomadami guzik wiem o życiu w busie” (s. 179).

Obejrzałam film Chloé Zhao o tym samym tytule. Zasłużone oskary, zwłaszcza dla głównej aktorki Frances McDormand, niezbyt urodziwej, ale jakże pięknej, gdy ogląda cudowne krajobrazy, gdy wspomina dobre chwile życia. Warto poznać i książkę, i film, który opowiada poprzez podróż, przystanki i głównie krajobrazy. Jest to odrębna opowieść. Reżyserka dotyka wielu problemów poruszonych w książce, ale nie sposób opowiedzieć o wszystkim i nie mam o to pretensji. Pokazała mi obrazki, twarze, samochody, atmosferę miejsc, ciszę w rozpadających się śladach po miasteczku, które z dnia na dzień przestało istnieć, bo zamknięto jedyne miejsce pracy.

Ale też zrozumiałam, dlaczego tak bliskie są mi biblijne opowieści o Abrahamie, Jakubie, Józefie. Dziś wiele zdjęć, obrazów tamtych miejsc ułatwia mi zrozumienie trudów podróży, ale i codziennego życia. To nie tylko piękne widoki, ciekawi ludzie, lecz także kawałek prawdy o tamtym nieistniejącym już świecie.

Wszystkie podróże kształcą.



© | ePatmos.pl