Długie wieczory. Nawet po słonecznym dniu zmierzch zapada szybko. Za szybko. Maleje aktywność zewnętrzna, można za to zrobić zaległe porządki i wiele ciekawych rzeczy znaleźć. Najwięcej sentymentu budzą różne dziwne gromadzone przez lata „przydasie” . Tak oceniam dziś zbiór map, mapek, planów miast, pięknych folderów.
Lubię mapy. Kupowaliśmy ich z mężem dużo, teraz rzadziej do nich zaglądamy, bo prościej jest „kliknąć” i otwierają się wszystkie potrzebne informacje. Ale jest jakaś magia w oglądaniu tradycyjnych map. Zresztą, co to znaczy „tradycyjnych”? Dzisiaj są pięknie wydane, trwałe, nieporównywalne do tych sprzed lat.
Lubię też książki o tej tematyce – opracowania geograficzne dla dzieci, opatrzone ilustracjami, zawierające krótkie opisy. Przyjemnie jest oglądać szczegółowe atlasy polskich gór. Niektóre trasy, jak ta przez Szpiglasową Przełęcz w Tatrach, zostaną w pamięci na zawsze, tak jak i Błędne Skały, widok ze Szczelińca, schronisko w Srebrnej Górze. O niektórych miejscach zapomniałam – dzięki mapom obrazy wracają.
Nowa Ruda. Przed laty szare, nieciekawe miasto. Zapamiętałam raczej pobyty pod Górą Świętej Anny. Tam było kolorowo, wesoło, cieszyły nas skromne, jak na dzisiejsze wymagania, warunki bytowe. Nie pamiętam, by ktoś narzekał.
To miejsca. Najważniejsi jednak byli ludzie. Chęć bycia razem, ale też robienia czegoś dobrego. Ten zapał, że „wiele jest serc, które czekają na ewangelię”, nie słabł, nawet gdy zainteresowanie było małe. Ile z tej radości zostało na zawsze w sercach tych, co na zdjęciu, które utrwaliło tyle uśmiechniętych twarzy, choć niewyspanych, bo noce były do gadania, śpiewania, a nie do spania? O, tego z prawej nie ma, zginął w wypadku; tamten w środku gdzieś „się zapodział”; te dziewczyny wyjechały za ocean; starsi żegnali się z nami kolejno, gdy nadchodził ich czas. Oni wszyscy już na zawsze pozostaną ważni.
I zawsze żywe będzie wspomnienie tych oczu uradowanych: „przyjeżdżajcie, znowu nagotuję wam grysiku” 😊. Potrzebny był wielki gar przysmaku z sokiem malinowym. Takiego już nigdy i nigdzie nie jadłam. I te spacery, rozmowy, szaleństwa na sankach, nawet na nartach. Wspominam dni przeszłe i lata dawne (Psalm 77:6), ale nie oceniam, że były lepsze. Inne były, tylko dekoracje przyrody prawie się nie zmieniają.
Za każdym razem, kiedy czytam opowieści o podróżach, zastanawiam się, jak biblijni wędrowcy znajdowali drogi. Zapewne niebo było drogowskazem, jak wtedy, gdy narodził się Pan Jezus. Może jakichś znawców gwiazd i innych znaków miała w swym orszaku królowa leżącego gdzieś na Południu królestwa Saby, kiedy przybyła do króla Salomona zobaczyć bogactwo i świetność, o których wieści docierały daleko. Tak łatwo się czyta: opuścił Abraham Ur Chaldejskie, a jeden rzut oka na mapę i widać, że dla karawany była to duża odległość, także kulturowa, choć zapisana w niewielu zdaniach.
Przyjemnie jest wodzić palcem po mapie, bo i takie podróże kształcą.
© | ePatmos.pl