Piosenka o jednej z najbardziej zaciętych bitew wojny sześciodniowej.
„Był poranek drugiego dnia wojny w Jerozolimie. Na wschodzie widać było blady zarys horyzontu. Byliśmy w przełomowym momencie bitwy na Wzgórzu Amunicji. Walczyliśmy tam od trzech godzin. Walka była zażarta, śmiertelna. Jordańczycy stawiali zacięty opór. Była to pozycja ufortyfikowana w szczególny sposób.
W pewnej chwili obok mnie pozostało jedynie czterech żołnierzy, choć udaliśmy się tam dwoma plutonami. Nie wiedziałem, gdzie są pozostali, bo połączenie z Dudikiem, dowódcą plutonu, zostało zerwane już na początku bitwy. Sądziłem wtedy, że wszyscy zginęli.”
O drugiej, drugiej trzydzieści
Weszliśmy przez kamienisty teren
Na pole ognia i min
Na Wzgórzu Amunicji
Przeciwko bunkrom umocnionym
I 120-milimetrowym moździerzom
Setka chłopaków z okładem
Na Wzgórzu Amunicji
Słup świtu jeszcze nie wzeszedł
Połowa plutonu leżała we krwi
Ale przynajmniej już tam dotarliśmy
Na Wzgórze Amunicji
Pośród murów i min
Zostawiliśmy tylko medyków
I pognaliśmy naprzód
Ku Wzgórzu Amunicji
„W tej samej chwili wrzucono z zewnątrz granat. Cud, że w nas nie trafił. Bałem się, że Jordańczycy rzucą ich więcej. Ktoś musiał wbiec na górę i nas kryć. Nie miałem czasu pytać, kto zechce być ochotnikiem. Wysłałem Ejtana – nie zawahał się ani na moment. Wdrapał się wyżej i zaczął strzelać ze swojego karabinu maszynowego. Chwilami mnie wyprzedzał i musiałem krzyczeć, żeby trzymał się ze mną w jednej linii. Tym sposobem pokonaliśmy jakieś 30 metrów. Ejtan krył nas z góry, a my biegliśmy przez bunkry, aż dostał strzał w głowę i wpadł do środka.”
Weszliśmy do okopów
Do dołów i kanałów
I ku śmierci w tunelach
Wzgórza Amunicji
Nikt nie pytał dokąd
Kto szedł pierwszy – padał
Trzeba było mnóstwo szczęścia
Na Wzgórzu Amunicji
Kto upadł, ciągneliśmy go na tyły
Żeby nie przeszkadzać w marszu naprzód
Aż padał następny
Na Wzgórzu Amunicji
Być może byliśmy jak lwy
Ale jeśli ktoś chciał żyć dalej
Nie powinien się był znaleźć
Na Wzgórzu Amunicji
„Postanowiliśmy, że spróbujemy wysadzić ich bunkier bazooką. Bazooka ledwie zadrapała beton. Zdecydowaliśmy, że użyjemy materiały wybuchowe. Czekałem ponad resztą, aż żołnierz wrócił z materiałami. Rzucał mi paczkę za paczką, a ja układałem je przy wejściu do ich bunkra. Tamci mieli swój system: najpierw granat, potem salwa, potem przerwa. Między salwą a granatem podchodziłem do bunkra i układałem materiały wybuchowe. Odpaliłem je i odsunąłem się tak daleko, jak mogłem. Miałem tylko cztery metry przestrzeni, bo za mną byli też arabscy legioniści. Nie wiem dlaczego otrzymałem pochwałę – po prostu chciałem bezpiecznie wrócić do domu.”
O siódmej, siódmej trzydzieści
W szkole policyjnej
Zebrano wszyskich, którzy pozostali
Po Wzgórzu Amunicji
Ze wzgórza uniósł się dym
Słońce na wschodzie przesunęło się wyżej
Wróciliśmy do miasta – siódemka
Ze Wzgórza Amunicji
Wróciliśmy do miasta – siódemka
Ze wzgórza uniósł się dym
Promienie słońca od wschodu padły
Na Wzgórze Amunicji
Na uzbrojone bunkry
I na naszych braci
Którzy zostali tam, mając po dwadzieścia lat
Na Wzgórzu Amunicji
© | ePatmos.pl